Przekuwanie porażek w zwycięstwa w naszej narodowej świadomości i pamięci to stały element polskiej gry z historią. Im większa klęska, tym większe zwycięstwo. W zasadzie tylko nasze upadki są dla nas niewyczerpanym źródłem podniet i chwały.
W życiu każdego prawdziwego mężczyzny pojawia się taka chwila, że musi komuś dać w mordę. Musi, inaczej się udusi - jak śpiewał Jerzy Stuhr.
Pan prezydent Najjaśniejszej Rzeczypospolitej dr Andrzej Duda (w skrócie PAD) coraz częściej i w sposób coraz bardziej sugestywny wyraża swoje poglądy za pomocą aktorskich zabiegów zwanych mową ciała.
Prezydenckie orędzie jasno pokazało, że oni najnormalniej w świecie zaczęli się całkiem na serio bać! Ogarnął ich ostatecznie strach przed nieuchronnością rozliczeń z ośmiu lat ich rządów.
Wyczyn posła Brauna - choć spektakularny jako przykład bezdennego zdziczenia, w dodatku pozbawiony choćby cienia oryginalności - zapewne na długo trafi do zbiorowej pamięci Polaków, a także trwale wpisze się w historię polskiego parlamentaryzmu. Czy na to zasługuje?
Czy mamy do czynienia z jakimś trwałym zestawem wizualnych środków wyrazu twarzy, z ironicznym uśmieszkiem zwłaszcza, który już na pierwszy rzut oka pozwala nam rozpoznać wyższych funkcjonariuszy politycznych PiS-u lub ich akolitów, czy może to jedynie przypadek i zbieg okoliczności?
Największy problem mieliśmy zawsze z przykazaniem miłowania bliźniego oraz z tym fragmentem: "I wybacz nam nasze winy, jako i my wybaczamy naszym winowajcom".
Pani Witkowa nic nie rozumie, niczego nie przyswaja i nie dostrzega, że z jednej strony nawiązuje do najbardziej prymitywnych stereotypów, które OBCYCH (?) traktują jako źródło największych zagrożeń, a z drugiej - widzi ich jako zapowiedź cywilizacyjnego i rasowego upadku, który grozi "białemu człowiekowi". Krótko mówiąc, pani Witkowa nawołuje do nienawiści i pragnie, aby Polacy podzielili jej poglądy i przekonania.
Rydzyk został namaszczony. Podrobionym mieczem. W podręcznikach historii zagości na równych prawach obok króla Artura, św. Piotra, Rolanda, Bolesławów Chrobrego i Krzywoustego oraz paru innych. Czarnek już o to zadba.
Jest taki wiersz Andrzeja Bursy - "Modlitwa dziękczynna z wymówką". Podmiot liryczny dziękuje w nim Panu Bogu za to, że nie uczynił go ślepym, garbatym, dziecięciem alkoholika, wodogłowcem, jąkałą, kuternogą, karłem, epileptykiem, hermafrodytą, koniem, mchem ani niczym z fauny i flory.
Krystian Lupa, najwybitniejszy i kultowy reżyser polskiego teatru od czasów ho, ho, ho, a może i dawniej, dał występ w La Comédie w Genewie, tworząc spektakl pt. "Les Emigrants" za 4 mln zł. W poczuciu odpowiedzialności za słowo i obowiązku wierności faktom muszę tu dodać: nie za polskie pieniądze, ale za europejskie, czyli nie nasze (sic!).
Od dawna podejrzewałem, że coś z tym Centrum Muzyki jest nie tak, bo tak dziwnie i nienormalnie całemu procesowi jego narodzin nie towarzyszyły awantury ani pokrzykiwania przeciwników szukających dziury w całym.
Niewiele jest tak fundamentalnych przeżyć mojego pokolenia jak serial "Znak Zorro", który zawładnął naszą dziecięcą wyobraźnią, bez reszty i na zawsze.
Istnieje pewna mało subtelna różnica pomiędzy starymi "onymi" a ich współczesnymi odpowiednikami - i warto o niej pamiętać, a nawet głośno o niej mówić: otóż ci współcześni nie wyobrażają sobie, żeby władzę oddać we wraże łapy opozycji ot tak, po dobroci, czyli w wolnych, demokratycznych i uczciwych wyborach.
Internetowa społeczność - ostatnio jakoś tak refleksyjnie i nostalgicznie nastawiona do naszej nie tak dawnej przeszłości. Czytam między innymi: "I pomyśleć, że do roku 2015 żyliśmy spokojnie, stabilnie, a jedynym naszym problemem był zegarek Nowaka".
Taka anegdota z internetu. Dziennikarka pyta byłego premiera Leszka Millera: - Swego czasu nazwał pan Zbyszka Ziobrę "zerem". Czy po latach potwierdza pan swoją diagnozę? - Nie potwierdzam - odrzekł Miller. - Zdecydowanie go przeszacowałem...
Młodzieży naszej owe dni chwały polskiego sportu należy przypominać nieustannie, zwłaszcza że w podręcznikach Czarnka o nich głucho. Zatem przypomnijmy: biblijne początki nowoczesnej (sic!) polskiej piłki nożnej, zwanej futbolem albo piłką kopaną, sięgają zamierzchłych czasów środkowego miocenu, a dokładniej 17 października roku 1973.
Co łączy braci Kaczyńskich ze Stanisławem Wyspiańskim? NIC. Logicznie rozumując: na pytanie - co ich zatem różni? - odpowiedź jest prosta: wszystko. A jednak...
Jakoś nie zauważyłem ostatnio, żeby stacje radiowe w Polsce emitowały ulubioną piosenkę koszarowych wojskowych radiowęzłów ancien regime'u "Jak dobrze wstać skoro świt...".
Nasza klasa Vc, w liczbie 42 wchodzących w życie szczeniaków, jak raz poddana była edukacyjnej obróbce późną wieczorową porą, co w naturalny sposób budziło w nas ponury odruch buntu i niezgody na te szykany szkolnego systemu...
Poseł Janusz Kowalski, obecnie najsłynniejszy wiceminister rolnictwa w całej Unii Europejskiej...
Standuperskie występy prezesa polskiego banku centralnego niewątpliwie wejdą na trwałe do historii nie tylko naszej narodowej bankowości, ale także polskiego kabaretu.
Nie wiem, z jakimi przesłaniami politycznymi będą organizowane przyszłe rocznice Powstania Warszawskiego. Mam jednak marzenie... Żeby Powstanie czcić jedynie chwilą narodowej ciszy przerywanej tylko słowami jego coraz mniej licznych uczestników.
To widać, słuchać i czuć: przygotowania i koncentracja sił wszelakich w rysującej się na horyzoncie czasu walce o władzę w Polsce właśnie się zaczęły. Kiedy nastąpi walne starcie króla Jagiełły-Kaczyńskiego z Wielkim Mistrzem Ulrichem von Jungingenem-Tuskiem, niemieckim ciemiężycielem?
Poza kadrem. Świat na łańcuchu. Mamoniowa: - Cudownie tu jest. Cudownie. Cudownie. - Mamoń: - Dziękuję. O! Lasy... Lasy... Pola, pastwiska... Koszą traktorem... O!
"Orzeł wylądował"... Zdawać by się mogło, że liczne internetowe wariacje portretów prezesa Kaczyńskiego w stroju astronautycznym Neila Armstronga tuż po wylądowaniu na Księżycu to banalne memy, kpiące z występu na motywacyjnym spotkaniu partyjnego aktywu PiS-u w sobotę, 4 czerwca.
Krakowski Stary Kleparz, 23 maja, godziny południowe. Małe stoisko z zieleniną w tylnych, skromniejszych rejonach naszego reprezentacyjnego targowiska, miejsce handlu i biznesów wszelkich, miejsce towarzyskich spotkań i wymiany poglądów politycznych, barometr nastrojów społecznych.
Jest już późno, a nawet bardzo późno. Wracam do domu z centrum Krakowa. Koło Jubilata zanurzam się w wyjątkowo ponure przejście podziemne na drugą stronę alei Krasińskiego. Spieszę się - chcę złapać jeden z ostatnich kursów mojego autobusu 503.
Autor niniejszego tekstu uprasza P.T. Czytelników, aby poniższy felieton czytali ze zrozumieniem - bądź zrezygnowali z lektury.
Górale rzadko chodzą w góry, a krakowianie omijają Wawel z daleka. Mamy go na wyciągnięcie ręki, ale zazwyczaj nie dostrzegamy. Andrzej Nowakowski, wykładowca, publicysta i fotografik postanowił zmierzyć się z mitem wawelskiego wzgórza. Z rocznego projektu fotograficznego powstanie album.
Świat odwrócił się od Rosji w stopniu niespotykanym nigdy wcześniej, a już na pewno od czasu II wojny światowej. Co to oznacza? Otóż nic dobrego.
To drzewo było piękne. Było. Umarło w ponury czas, w lutową noc, podczas wichury, której nie potrafiło się przeciwstawić. Umarło w czas zamętu, tuż przed wojną, która już za moment spadnie na Europę - pisze Andrzej Nowakowski.
Jest jedno zdanie przewodniczącego, które skłania do wiary w reinkarnację... Brzmi ono tak: "Ja się nie zmieniłem, zawsze byłem takim małym kapitalistą, tylko w różnych momentach różne aspekty podkreślać trzeba" (2005). Lepper wiecznie żywy. Dreszcz przechodzi po plecach.
Na fundamentalne pytanie o aktualne marzenia, które miła dziennikarka TVN zadała Andrzejowi Mleczce w tzw. prajmtajmie, mistrz, jak zwykle z kamienną twarzą, odrzekł, że marzy o tym, by ta łysa chabeta ze skrzydełkami zwana Pegasusem zagościła na stałe w jego telefonie.
Gra w pikuty obok gry w kapsle i nieco później w cymbergaja to nasze dzieciństwo, uzupełnione grą w cegiełki (na pieniądze, niczym poker!).
Pan premier Morawiecki bez wątpienia przejdzie do naszej historii jako Pinokio. Milczenie nie jest jego ulubioną formą uprawiania polityki, natomiast nieustanne mijanie się z prawdą - i owszem, i jak najbardziej.
Na początek - zagadka. Dla wielu będzie, owszem, trudna do rozwiązania, jednak warto spróbować. Pytanie brzmi: co w życiu publicznym łączyło lub nadal łączy Mateusza Morawieckiego z Joanną Muchą i Markiem Belką, Piotra Glińskiego z Tomaszem Lipcem, Elżbietę Jakubiak z Mirosławem Drzewieckim, Andrzeja Biernata z Adamem Korolem, Danutę Dmowską-Andrzejuk z Witoldem Bańką, Adama Giersza z Mirosławem Sawickim, a wszystkich wymienionych ze słynnym Jackiem Dębskim? I jeszcze jedno: co wspólnego z nimi ma ciacho prawicy Kamil Bortniczuk?
Dwa wydarzenia wstrząsnęły ostatnio polską opinią publiczną ("wstrząsnęły" to oczywiście lekka przesada; mam tego świadomość. Mimo to...). Oba okazały się doniosłe, a zarazem absurdalne i niepojęte w swoim surrealistycznym komizmie.
Oświadczam, że wiem, że jest dobrze, a nie źle! Więcej nawet - uważam, że będzie jeszcze lepiej, chociaż już jest bardzo dobrze. Wszelkie próby wmówienia mi, że myślę ironicznie i że dobrze nie jest, mimo że jest dobrze, ucinam u samych podstaw i w zarodku zdecydowanie! To moja ważna deklaracja, żeby nikt się mnie złośliwie nie czepiał, że tak tylko mówię, a w gruncie rzeczy myślę inaczej, bo nie myślę. Ale do rzeczy.
Już w życiu prenatalnym miałem problem. A w zasadzie to moja mama miała problem, ja dopiero potem. Zanim jeszcze ukształtowały się moje palce i dłonie - już była w nich zapowiedź trzymania aparatu fotograficznego.
Copyright © Wyborcza sp. z o.o.