Długa kolejka do wyciągu to w sezonie częsty obrazek w największych kurortach narciarskich. Są jednak miejsca, do których nie zagląda zbyt wielu narciarzy, a oferowane tam trasy pozwalają na spokojną i bezpieczną jazdę przy krótkim czasie oczekiwania.
Aby narciarze mogli szusować po idealnie przygotowanych trasach, operatorzy ratraków w nocy intensywnie pracują, często w ekstremalnych warunkach.
Właściciele podhalańskich stoków narciarskich dodają jednocześnie, że turyści dopiszą wraz z początkiem świąt Bożego Narodzenia. Spodziewany jest ruch podobny do tego, jaki notowany był przed pandemią koronawirusa.
To już na Podhalu tradycja: co roku pierwsi narciarze pojawiają się na stokach stacji UFO w Bukowinie Tatrzańskiej. Na innych stacjach w regionie trwa jeszcze naśnieżanie.
Wprowadzany lockdown tylko przyspiesza zamknięcie stacji narciarskich. W tym sezonie odnotowują one od 60 do 80 proc. strat, co może doprowadzić wiele z nich do upadku.
Słowacy od soboty będą mogli wychodzić z domów tylko w uzasadnionym celu, a otwarte pozostaną tylko sklepy z towarami pierwszej potrzeby.
Gdyby w sprawie zimowego wypoczynku decydowali krakowscy radni PiS, stoki narciarskie byłyby pewno w ogóle zamknięte. Ale większość radnych chce nie tylko otwartych stacji, ale też wydłużenia terminu ferii. Zaapelowali o to do rządu.
Minister zdrowia Andrzej Niedzielski poinformował, że w weekend stacje narciarskie będą kontrolowane przez policję i sanepid. - Jeśli te wykażą, że wymogi sanitarne nie były dotrzymane, a liczba zakażeń wzrośnie, będę rekomendował ich zamknięcie - przekazał dziennikarzom.
Copyright © Wyborcza sp. z o.o.