Klasztor Bernardynów od domu pana Zbigniewa dzieli 200 metrów. Mimo to żaden z księży nie przyszedł, by odebrać od niego klucze i podpisać protokół dokonania eksmisji. Duchowni wysłali na miejsce świeckiego pracownika. Telefon od nas rozłączyli, zasłaniając się "ważnym spotkaniem".
Wymienione zamki, dwóch obcych mężczyzn wprowadzonych do mieszkania, na koniec groźba, że jeden z nich sprowadzi jeszcze amstafa - tak z krakowskiego mieszkania w Podgórzu ostatecznie usunięto kobietę, która straciła je za długi. To nie pierwszy taki przypadek w Krakowie.
Copyright © Wyborcza sp. z o.o.