Ponad 800 tys. widzów podczas telewizyjnej transmisji musicalu "1989", nagrody w konkursach i przeglądach teatralnych, spektakle (m.in. "Dziady" i "Wesele"), na które bilety wyprzedają się na wiele miesięcy do przodu — Teatr im. Słowackiego ma powody do dumy. Tym większej, że to sukces wypracowany mimo trwającego wiele miesięcy konfliktu z pisowskim marszałkiem Witoldem Kozłowskim. Ministerstwo kultury (za rządów gabinetu Donalda Tuska) uznało, że krakowskiej scenie należy się status sceny narodowej. Wiosną zadeklarował to ówczesny szef resortu Bartłomiej Sienkiewicz: - Mam przyjemność ogłosić rzecz, która już od dawna była przygotowywana, bo zdecydowaliśmy współprowadzić jako ministerstwo kultury Teatr im. Słowackiego. Kraków będzie miał drugą narodową scenę! - obiecał. Ale od tamtej pory nic się nie zmieniło.
Ogłoszenie Płatne
Ogłoszenie Płatne
Wszystkie komentarze
No przecież nie dla swoich dostaje, tylko dla teatru. I jeszcze rząd będzie na ręce patrzeć, żeby do lepkich pisowskich paluszków coś się po drodze nie przykleiło. To po co PiS-owi takie pieniądze? A teatrem pisowskiego suwerena i tak nie kupią (co innego, gdyby na jakieś pokazy baby z brodą czy inny lunapark). Dla lokalnego marszałkowskiego to stracona kasa!
"Mają przecie swój honor."
W urzędzie marszałkowskim jest zarząd województwa, 5 osób, z marszałkiem na czele, to samorząd, wojewoda to pion rządowy
wreszcie ktos to powiedzial głosno.
Rząd sam się pcha z pieniędzmi. Tylko dla pisowskiego samorządu takie pieniądze, z których nie może co najmniej połowy ukraść, to żaden interes.