Wigilijne polowanie w Lesie Wolskim, 1931. Nie trzeba chyba dodawać, że bigos magistracki (nie brać tego w przenośnem znaczeniu!) smakował wszystkim bardzo - pisał reporter Światowida.
Archiwum Narodowe w Krakowie (Agencja Fotograficzna Światowid, A-IV-1388).
Pismo Światowid w charakterystyczny dla tamtej epoki, egzaltowany sposób opisywało tamto wigilijne polowanie i rozwodziło się nad zaletami łowiectwa:
Czyś też kiedy Szanowny Czytelniku polował?
Czy znasz uczucia myśliwego, któremu ideałem przyroda, widok zwierzyny w kniei czy polu, dowodny pies - przyjaciel przy nodze, a w końcu i satysfakcja z oddanego strzału?
Czy możesz Szanowny i Kochany Czytelniku wczuć się w duszę myśliwego, koncypującego z cudowną fantazją najnieprawdopodobniejsze opowieści o niezwykłych strzałach i jeszcze mniej prawdopodobnych wyczynach wyżłów czy ogarów?
Naciągali cię też kiedy Zacny Czytelniku towarzysze z pod znaku św. Huberta z powodu twego ostatniego pudła, lub broń Boże zastrzelenia kury bażanciej?
Jeżeliś duszo zacna nigdy tego nie przeżył, jeżeliś nie uczuł słodkiego znużenia w kościach i szczególnego apetytu na bigos lub zrazy po całodziennych łowach, jeżeli jednem słowem nie umiesz wczuć się w te sprawy pełną duszą, to raczej oglądnij w spokoju nasze śliczne zdjęcia, umieszczone na tej stronie a dokonane przez fotografa Światowida w miejskim Lesie Wolskim pod Krakowem, gdzie w dwu dniach tegorocznego polowania przedwigilijnego padło aż 267 zajęcy. Wynik wspaniały, świadczący o racjonalnej gospodarce leśnej. Dochód uboczny za ubitą zwierzynę w Lesie Wolskim stanowi już poważną rubrykę gospodarczą. Wynik tego polowania jest rekordowy. To dla myśliwych. A ty, Szanowny Czytelniku nasyć się obrazkiem a potem - o ile lubisz zwierzynę, idź strzelać z laski do zajęcy lub bażantów....
Jak to z laski?
Prosta rzecz. Ja Ci to zaraz wytłumaczę. Otóż idziesz sobie Kochany Czytelniku z laseczką wygodnie, w kaloszach na spacer po plantach w Krakowie. Niechybny krok Twoich poprzedników zaprowadzi Cię na plac Szczepański popod sam sklep, gdzie nad drzwiami wiszą bażanty, zające, ba, gdzie nawet czasem
na hak się zapląta
krzyk długodziuby lub tłuściutka słonka...
No i... ?
No i wtedy nabrawszy szczególnego afektu do zwierzyny, wyszukujesz wzrokiem najpożądańszą okrzyk myśliwski: Ta a nie inna! - 'strzelasz' sztukę, przywołujesz właściciela sklepu i wskazujesz na zwierzynę końcem laski - za pięć złotych. Polowanie skończone, a Halali zostanie 'otrąbione' winem przy obiedzie.
Strzelec jest zadowolony, kupiec zadowolony, często i kłusownik kontent a tylko prawdziwy myśliwy duma nad dziwnem zrządzeniem losów, które każą za zwierzynę efektywnie więcej kosztującą, brać cenę niżej rzeczywistej wartości.
(...)
Mimo to, jest jednak polowanie dobrym interesem, ale w innem znaczeniu, bo daje zdrowie i ratuje duszę od zakiśnięcia w miejskich oparach. Jeden dzień, spędzony na polowaniu, więcej orzeźwia i odświeża, niż cały miesiąc urlopu, choćby nawet u stóp samych Tatr... przetłoczony na dancingu u Trzaski lub w Morskim Oku.
Kaz. Szczepański
Wszystkie komentarze