Na kolanach odgrzebuję pospiesznie śnieg, detektor piszczy, sonda wskazuje, że zasypany jest na głębokości 40 cm. Pojawia się materiał w kolorze żółtym. "Jeeest!" - krzyczę, kopię dalej i odsłaniam kolejne fragmenty. "Ma rozbitą czaszkę, nie żyje. Zostaw, biegnij do kolejnego" - mówi stojący nade mną ratownik TOPR-u.
Copyright © Wyborcza sp. z o.o.