Szkoły ciągną ucznia za uszy, by nie mieć kłopotów - opowiada matka, która walczyła z podstawówką, by syn miał na świadectwie wpisane jedynki, na które zapracował, bo "bimbał". - Chciałam go nauczyć, że wszystko ma swoje konsekwencje - tłumaczy. - Trochę za późno - komentuje dyrektorka jednej z krakowskich szkół.
Janek poszedł do szkoły jako sześciolatek. Problemy zaczęły się w czwartej klasie podstawówki. Nie uczył się, zbierał jedynki. Mama chłopca opowiada, że "jakimś cudem" przechodził do kolejnych klas. Szkolna psycholog orzekła, że nie dojrzał emocjonalnie. Gdy w ósmej klasie przyszło do wystawiania przewidywanych ocen na koniec roku, Janek miał cztery jedynki. Matka już wcześniej poinformowała nauczycieli i dyrektora szkoły, że chce, aby syn został na drugi rok w ósmej klasie. - Janek też chciał. Zaczął dojrzewać i rozumieć, że z takim świadectwem pozostanie mu nauka w szkole branżowej a on nagle zapragnął pójść do liceum - opowiada. Szkoła nie słuchała.
Wszystkie komentarze
A szkoła? Ponieważ szkołą podstawową rządzą roszczeniowi rodzice i pole manewru jest niewielkie takich uczniów się przepuszcza, aby jak najszybciej się ich pozbyć. Typowy rodzic jest zainteresowany wyłącznie ocenami, a nie co za tym stoi. Gdyby w Krakowie czy gdziekolwiek indziej istniała szkoła podstawowa, która stawiałaby same dobre oceny to dla większości rodziców byłaby najlepszą szkołą, szkołą która "rozumie" ucznia, która "nie upokarza", która "uczy" i w której "dzieciaki" czują się doskonale.
Oczywiście jest to kłamstwo, ale tego kłamstwa dzisiaj oczekuje społeczeństwo. Tylko najlepsze szkoły np. ponadpodstawowe stać na uczciwość, gdyż zawsze mają więcej niż jednego kandydata na miejsce.
Decyzja pozwoliła jej także na zmianę klasy, której serdecznie nie znosiła.
W wakacje dodatkowo otrzymała pomoc psychologa.
Dzisiaj jest w klasie maturalnej i świetnie się uczy.
Czasem warto zaufac decyzjom dziecka
akurat wtedy sześciolatki szły do szkoły obowiązkowo
"Malych geniuszy" bardzo chętnie produkują dziadkowie i babcie, wymuszający na rodzicach decyzję o wcześniejszym posłaniu dziecka do szkoły,bo czyta i liczy. Większość dorosłych nie będących specjalistami nie rozumie,że równie ważny jak intelektualny jest rozwój społeczny i emocjonalny dziecka. Do szkoły i do obowiązków trzeba dojrzeć. To ani kara,ani nagroda. Po prostu etap w rozwoju.
Zupełnie się z Tobą nie zgadzam. Sam jestem z 25 grudnia a mama nie zgodziła się bym poszedł do szkoły rok później za co zawsze byłem jej wdzięczny. Przez niemal całą szkołę podstawową należałem do tych co mieli w klasie najlepsze oceny. A co do fizyczności - przy roku różnicy to jest ona dominująca wśród niemowlaków ale wśród kilkunastolatków wiele zależy od predyspozycji genetycznych. Jedni rosną szybciej i szybciej przestają rosnąć, inni jeszcze doganiają fizycznie rówieśników dopiero w liceum. Nie wrzucaj wszystkich do jednego worka zwłaszcza że nie znamy szczegółowo tego przypadku. Ja sam należałem do tych szybciej rosnących i lepiej fizycznie rozwiniętych, te kilka miesięcy różnicy wieku nie miało na to żadnego wpływu. Co innego kiedy w ósmej klasie pojawili się tacy kilkukrotnie drugoroczni o których już wojsko się dopominało, wtedy ta różnica w fizyczności była bardzo widoczna jak to między 19-latkiem a 15-latkami. Za to intelektualnie też była różnica ale na ich niekorzyść.
Zerówka to nie ósma klasa. Przecież dyrektorka mówi, że powtarzanie klasy ma sens, ale u dzieci młodszych niż 4 klasa.
A jeżeli chodzi o powtarzanie klasy? Wszystko zależy od okoliczności. Powtarzanie klasy nie powinno być żadnym wstydem bo przecież przyczyn może być wiele, ale też dla niektórych choćby i pięciokrotnie nic nie da.
Zwłaszcza, że nauczyciel nie może przyjść nieprzygotowany do prowadzenia zajęć! I jeżeli 3/4 klasy albo wszyscy uczniowie przychodzą nieprzygotowani bo mogą, bo to ich święte prawo, to z kim nauczyciel ma lekcję prowadzić?
Tymczasem INNE dzieci to widzą.
Olewający uczeń 420 godzin nieusprawiedliwionych, brak podejścia do poprawki....
I udało się przepchnać?
Co będzie za rok?