Z czasem jednak zmieniło się: tych targań duszy jest jakby coraz mniej. Tak jakbyśmy się nauczyli żyć ze sobą, jeśli nawet nie wspólnie, to w każdym razie obok siebie. No i z całą pewnością jest przynajmniej jedna dziedzina życia, w której przemawiamy zgodnym głosem: kuchnia. Nasze dania mogą się trochę różnić, nasze smaki nie do końca pokrywać, ale przestrzeń wspólna jest zaskakująco rozległa.
No bo weźmy podstawy: chleb, ziemniaki, kasza, ser biały, te same warzywa, kultura oleju, nie oliwy. Oni lubią z mięsem, i my, naród, lubimy (choć podkreślamy punktowo swoją wegetariańską niepodległość). Knajpy ukraińskie, bary, jadłodajnie pojawiły się na naszych ulicach na długo przed ostatnim atakiem Rosji, na długo przed Krymem: po prostu wielu z nich bardziej odpowiadało życie tutaj, jak nam wcześniej życie w Niemczech, Austrii, na Wyspach i w Stanach. Albo, już po Donbasie, ratowali, co się dało: to wtedy powstała jak dotąd najlepsza ukraińska restauracja w mieście, przy Szczepańskiej (nie przetrwała).
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze
Długo i cierpliwie czekałem na Twoje felietony.
Wszystkiego naj!
Ukłony dla autora.