Szpital Uniwersytecki w Krakowie znalazł się na granicy systemowej wydolności, bo aż tylu pacjentów onkologicznych zjawia się każdego dnia - poinformował dziś Marcin Jędrychowski, dyrektor placówki.
- Codziennie dostajemy telefony i SMS-y z błaganiami o pomoc, o podjęcie się leczenia kolejnej osoby - mówił prof. Piotr Wysocki, kierownik Oddziału Klinicznego Onkologii SU w Krakowie. Co gorsze, przez cały ubiegły rok z powodu pandemii pacjenci nie byli właściwie ani o czasie diagnozowani. Efekt tego jest taki, że do SU trafiają w tak zaawansowanych stadiach raka, że pomoc im jest znacznie utrudniona.
Nawał pacjentów
- Staramy się pomóc wszystkim zgłaszającym, nikogo nie odsyłamy - wyjaśniał prof. Wysocki. Nawał pacjentów prowadzi do tego, że chemioterapia podawana jest dosłownie od rana do nocy. - Ostatni pacjenci umawiani są na godz. 19. Do domu wracają po czterech godzinach, czyli przed północą. Ale nie mamy już innych, wolnych terminów - mówił dyrektor Jędrychowski.
Wszystkie komentarze
Oprocz oczywiscie jebania obywateli, i kradziezy majątku, to nam idzie dobrze.
MÓwisz o sobie ?
A chorzy?
To jakaś ideologia, bo to nie ludzie są, zakwakał Ogrodowy Krasnal.
Nie, to sa skutki w miare czystego srodowiska, przyzwoitej opieki medycznej, braku niedozywienia i spokoju, bez wojen przez ostatnie trzy pokolenia.
Dlatego Polacy zyja coraz dluzej.
A wiek jest najsilniejszym czynnikiem rozwoju nowotworów zlosliwych. Ryzyko wzrasta wykladniczo, z wykladnikiem okolo 7.
Poczekaj lepiej na wyjaśnienia polityków i spróbuj się dowiedzieć dlaczego kościoły mogły działać, a kliniki onkologiczne nie. Przestań więc pie#%^^lić bez sensu i zastanów się nad tym, które pytanie, a w zasadzie odpowiedź na nie jest ważniejsze. "Co robić" czy "jak robić".