Walter Hofer, dyrektor Pucharu Świata w skokach narciarskich, 20 lat temu stanął pod fotografią z 1962 roku. Nie dowierzał: "jak to możliwe, że pod Wielką Krokwią były kiedyś takie tłumy?!". A potem na Zakopane spadł Adam Małysz.

Hofer, w świecie skoków postać numer 1, prowadzi do pawilonu pod skocznią i wskazuje palcem. Biało-czarne zdjęcie ma prawie dwa metry wysokości, widać na nim skoczka i las kibiców. Wisi tu już długo. Pamięta czasy, kiedy konkursy Pucharu Świata pod Giewontem odbywały się w dołującej atmosferze.

– To była końcówka XX wieku, organizacja stała wtedy na niskim poziomie, niewielu kibiców się pojawiało. Więc patrzyłem na to zdjęcie, na ten tłum, i dziwiłem się, jak to możliwe, że wtedy, w latach 60., tyle osób chodziło oglądać skoczków?! – wspomina Austriak. – Zaczęliśmy się zastanawiać, co zrobić, by ich z powrotem ściągnąć na skocznię. Opracowaliśmy pięcioletni plan, który zakładał przebudowę i ożywienie Wielkiej Krokwi. I wtedy pojawił się Adam Małysz.

Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie

Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi

Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich.

Łukasz Grzymisławski poleca
Podobne artykuły
Więcej
    Komentarze