Rafał Sonik na drugim etapie Rajdu Dakar spisał się lepiej niż na pierwszym, ale najgroźniejsi rywale wciąż mu uciekają. - Muszę być cierpliwy - podkreśla krakowianin.

O wypadek na pierwszym etapie Sonik obwiniał organizatorów. Krakowianin na 3. km odcinka specjalnego najechał na muldę i spadł z quada. – Radziłem Markowi Comie [dyrektor Rajdu Dakar], by poczekać kilka minut, zanim na trasę za motocyklami wyjadą quady. Nie chciał o tym słyszeć. W efekcie wystartowałem po 30 sekundach i jechałem w tumanach kurzu. Jeśli do tego dodać ograniczenie informacji w roadbooku, w którym prawie nie ma zaznaczonych groźnych miejsc, musi dochodzić do takich sytuacji jak moja. Ja i tak miałem dużo szczęścia – podkreślał Sonik.

Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie

Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi

Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich.

Małgorzata Bujara poleca
Podobne artykuły
Więcej
    Komentarze