Schemat jest co roku taki sam. Wystraszone zwierzaki uciekają z domów i najczęściej trafiają pod koła samochodów. Gdy wracamy do pracy po Nowym Roku, zazwyczaj mamy telefony od policji albo prywatnych osób, że trzeba zabrać psy z drogi. Martwe albo jeszcze żywe - mówi lek. wet. Ryan Liszka.
Po napaści 41-latek z Bydgoszczy przez dwa dni ukrywał się w jednym z pustostanów na Podhalu.
Copyright © Wyborcza sp. z o.o.