Córka Magdaleny, Monika, chodzi do niezłego liceum w Krakowie. Jest w czwartej klasie. Chce studiować biotechnologię. Po lekcjach ma więc korki z chemii i biologii. Każdy przedmiot (po dwie godziny raz w tygodniu) kosztuje miesięcznie 750 zł. Razem daje to 1500 zł.
W soboty Monika słucha wykładów z chemii prowadzonych przez uznaną profesorkę z Uniwersytetu Warszawskiego. Półtorej godziny kosztuje 390 zł. - Są niesamowite. Córka mówi, że przez całe życie się o chemii tyle nie dowiedziała, ile podczas jednego spotkania - zapewnia matka.
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze
W liceum miałam matematyczkę, która tłumaczyła tylko raz (klasa mat.inf). Jak ktoś nie załapał jego problem. Byli tacy co ganiali na korepetycje i mieli same 5, a byli tacy co pracowali sami i mieli 4. Zgadnijcie osoby z której grupy osiągają dziś większe sukcesy? Wiedza, umiejętności, kreatywność, pomysłowość to nie są oceny w dzienniku.
Co więcej w realnej pracy, takiej gdzie należy myśleć i wymyślać ciągle napotyka się wyzwania o których nawet się nie śniło.
Masz rację, szukanie rozwiązań, kreatywność to jest prawdziwa edukacja, bo taka jest realna praca i życie.
Zgadzam się, moich rodziców nie było stać na korki, od czasów liceum kieruje się zasadą- wszystko da się zrozumieć. Wiedziałam, że matematyczką nie będę,ale na poziomie liceum te matematykę rozumiałam. Zakładam,że jak ktoś wybiera się na studia np matematyczne to te matematykę rozumie bardziej.
Znam sytuację z wrocławskiego liceum - od września nie ma matematyczki bo się rozchorowała a zastępstwa brak. W moich czasach licealnych taka sytuacja nie mogłaby mieć miejsca.
W takim przypadku trudno liczyć na "kreatywność młodzieży", skoro nauczyciel miałby być zupełnie zbędny to i szkoła także.
Zgadza się, ale na pewnym etapie rozwoju mózgu i człowieka generalnie uczymy się uczyć. Jeśli wtedy szkoła nie daje podstaw korki bywają zbawieniem. Takie z zadawanymi lekcjami i zmuszające do myślenia. Bo nie chodzi o to, że jest grupa rodziców podchodząca do nauki niezdrowo i nadmiernie ambicjonalnie. Chodzi o to że szkoła, taka zwyczajna, z wadami, pamiętana przez starsze pokolenie, została zniszczona.
Nie na typowym stanowisku w Polandzie. Obojętnie: w prywatnej firmie, czy budżetowej. Typowe stanowisko wymaga jedynie tworzenia dupochronów.
Może znasz studentów, ale nie uczniów i nauczycieli w szkłach średnich i byłych gimnazjach. Znam to z autopsji, córka by nie zdała np. matematyki dobrze bo szkoła to olewa.
A pani z j.polskiego to porażka, sama ona wymaga pomocy :)
Przy takiej opinii rodzica o nauczycielach trudno się dziwić, że dziecko w szkole nie słucha i nie korzysta.
Oooo... Moze trzeba zatrudnić się na miejscu tych nauczycieli...
Za rączkę prowadzić, pokazać, podyktować, podać gotowe na talerzu. Tego chcą!
Gdzie ciekawość, chęć poznawania nowego, zacięcie i własna praca? Odrobina problemów i zniechęcenie, foch i rzucanie się. Tak to wygląda.
Racja, po co chodzić do fryzjera, samemu można obcinać czy pofarbować włosy i po co do restauracji, samemu można ugotować. I po co do szkoły jak samemu można się nauczyć.
Czytania ze zrozumieniem nie ma w ( na ) edukacji domowej ?
Było już całkiem dobrze, były klasy profilowane w gimnazjach, języki obce, programy wymiany - po czym przyszedł PiS i demolka. Rodzice, którzy teraz płacą za korepetycje, nie protestowali, bo 'przecież ich dzieci to nie dotyczy'.. zabrakło wyobraźni. A teraz przyszli po was. "Nie protestowałem, gdy..".
Diagnoza bolesna - ale prawdziwa.
nie dziecko nie jest głupie, a matka pie...ięta. Prawda jest taka, że program w szkole podstawowe jest przeładowany, a mimo to nie przygotowuje do szkoły średniej, bo nie uczy myślenia. Uczniowie już w V - VI klasie podstawówki ryją na pamięć bezsensowne rzeczy i stosują zasadę 3Z (zakuć, zdać, zapomnieć). W szkole średniej też nie ma czasu na wszystko, część zagadnień z biologii, chemii, czy matematyki w rozszerzeniu trzeba opracować samodzielnie w domu, bo w szkole zwyczajnie nie starcza na to czasu. Efekty są masakryczne. Po 4 latach nauki niemieckiego chłopiec zapytany "jak masz na imię ?" (oczywiście po niemiecku) odpowiada "no nie wiem" (oczywiście po polsku). Oczekiwanie, że nauczy się jakiś bardziej skomplikowanych kwestii gramatycznych, które są w programie po 4 latach nauki niemieckiego, jest absolutnie oderwane od rzeczywistości.
"program w szkole podstawowe jest przeładowany, a mimo to nie przygotowuje do szkoły średniej, bo nie uczy myślenia. " - ile razy będzie jeszcze powtarzana ta bzdura. System jaki jest, taki jest, ale jest jednolity. Jeżeli podstawówka nie uczy myślenia, to i liceum go nie wymaga, bo uczy jak zdać maturę. W jaki sposób coraz bardziej okrawany program podstawówki ma być przeładowany i w jaki sposób szkoła średnia oczekuje myślenia, do czego nie przygotowuje podstawówka? Co za kompletnie nieprzemyślane komentarze.
"Po 4 latach nauki niemieckiego chłopiec zapytany "jak masz na imię ?" (oczywiście po niemiecku) odpowiada "no nie wiem" (oczywiście po polsku). " - w jaki sposób takim poziom głupoty może wynikać z jakiegokolwiek błędu systemu edukacji czy zaangażowania nauczyciela? nawet niepełnosprawne intelektualnie dziecko potrafi się tego nauczyć, skoro tego nie pojął, to znaczy że miał to gdzieś.