Do Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Prokocimiu znów wzywano straż pożarną. W nocy z niedzieli na poniedziałek patomorfologia o mało się nie spaliła. - Żywego ognia nie było, tylko się dymiło - zastrzega tymczasem Katarzyna Pokorna-Hryniszyn, rzecznik prasowa placówki.
Nie wiadomo, o której godzinie w nocy doszło do wydarzenia. Że na patomorfologii coś się dzieje, może się nawet pali, a na pewno dymi, odkryły rano sprzątaczki. Czujniki zadymienia się nie włączyły, bo tam ich po prostu nie ma. - Jest podejrzenie, że przy jednym z urządzeń doszło do zwarcia. Szczegóły poznamy dopiero we wtorek, bo strażacy na 12 godzin zabronili wchodzić do tych pomieszczeń - mówi rzeczniczka Katarzyna Pokorna-Hryniszyn.
Prokocim: zagrożenia dla dzieci nie było
Wszystkie komentarze
Oraz z igrzysk europejskich, ćentralnej przystani komunikacyjnej i przekopu mierzei.