Choć po długim lockdownie ciężko w to uwierzyć, koncert Krzysztofa Zalewskiego w krakowskim klubie Studio wydarzył się naprawdę. Ba, był najlepszą rzeczą, od której można zacząć powrót do normalności.

To, że jest bestią roznoszącą swoim animuszem i charyzmą każdą scenę, na jakiej się pojawi, Krzysztof Zalewski wielokrotnie udowadniał przed pandemią. Nieważne, czy był na niej sam (w 2019 r. artysta wyruszył w Polskę z solo actami, podczas których tworzył brzmienie całej orkiestry wyłącznie dzięki własnym umiejętnościom), w duecie z siostrami Przybysz śpiewającymi razem z nim piosenki Czesława Niemena czy też w orkiestrze Męskiego Grania, z którą każdy koncert był "taki miły". Jego estradowy temperament sprawiał, że z artystą chciało się wszystko - tańczyć do utraty tchu, zdzierać gardło na mocnych rockowych kawałkach i śpiewać romantyczne ballady. 

Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie

Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi

Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich.

Więcej
    Komentarze