Jej oczy wreszcie się uśmiechają. Pierwszy raz, odkąd ją poznaliśmy. Hebe, 12–latka, która cztery lata temu straciła obie nogi podczas bombardowania Aleppo, ma już protezy. Otrzymała je dzięki Polskiej Misji Medycznej i dziesiątkom ludzi, którzy wpłacali pieniądze.
Krakowianka Małgorzata Olasińska-Chart z PMM usłyszała o Hebe rok temu. Historię dziewczynki odnalezionej pod gruzami domu opowiedział jej dr Mansour Alatrash, syryjski lekarz, któremu wojna w Syrii przerwała studia medyczne. Postanowił mimo to pomagać ofiarom. Wyjechał do Turcji i tam założył Balsam Organization pomagającą kobietom i dzieciom, które straciły ręce i nogi podczas wojny. Takich dzieci jest w Syrii ponad 260 tysięcy. Wśród nich Hebe.
Dziewczynka przez cztery lata czołgała się na kikutach swoich nóg, odpychając się rękami. Prymitywne, plastikowe protezy wypchane gąbką, które Hebe dostała zaraz po amputacji, zniszczyły jej kręgosłup.
Aby miała szansę na kolejne operacje i normalne protezy, rodzice wywieźli ją do tureckiego miasteczka Kilis. Hebe na cztery lata zamieszkała z babcią, wujostwem i kuzynami. Mama, tata i cztery młodsze siostry Hebe zostały w Syrii.
Gdy spotkaliśmy się z nią latem, mówiła: – Chcę do taty. Do domu. Do Syrii. Chcę się bawić jak inne dzieci. Nie mogę. Przez okno patrzę, jak wszyscy grają w piłkę, biegają. A ja nie mogę. Chciałabym dostać nowe protezy i wrócić do rodziców i sióstr.
Małgorzata Olasińska-Chart obiecała Hebe, że dostanie protezy. I wróci do rodziców.
Już jesienią Hebe zaczęła mierzyć protezy, na które pieniądze wpłacali ludzie. Dziewczynka pojechała do centrum ortopedycznego w tureckim Mersin, w którym wykonano protezy. Tam uczyła się też na nowo chodzić. Najdroższą część – mechanizm protez – wykonała niemiecka firma OttoBock.
Ale to nie jedyna dobra wiadomość. Hebe nie tylko już chodzi i bawi się z rówieśnikami. Wróciła też do domu, do Syrii: do czterech młodszych sióstr, mamy i taty oraz młodszego braciszka, który urodził się, gdy Hebe była w Turcji.
Kilka dni temu połączyliśmy się z nią przez internet. W Syrii wciąż sytuacja jest trudna. Hebe i jej siostry nie chodzą do szkoły. Wciąż brakuje prądu. Ale dziewczynka jest szczęśliwa. Ma nogi, może chodzić, wysyła nam zdjęcia z siostrami.
Zadowoleni są też pracownicy Polskiej Misji Medycznej. – Udało się. Spełniliśmy obietnicę – mówi Małgorzata Olasińska-Chart.
Ale to jeszcze nie koniec. PMM pomaga kolejnym dzieciom i zdobywa pieniądze na protezy. Szacuje, że na protezy dla dziesięciorga dzieci potrzeba ok. 2 mln zł. Tym dzieciom, które są w Syrii i nie mogą wyjechać, PMM finansuje proste protezy dostępne na miejscu. Ich koszt to ok. 4-6 tys. zł. Jeśli dziecko przebywa na terenie Turcji, może otrzymać bardziej profesjonalną pomoc medyczną i lepszą protezę. Jest ona droższa, ale dziecko będzie z niej korzystać przez następnych 12 lat. To proteza elektroniczna i w pełni profesjonalna. Pozwoli dziecku wrócić do pełnej sprawności i normalnego życia. Jej koszt to ok. 50 tys. zł.
Ty też możesz pomóc kupić protezy dla syryjskich dzieci.
Aby pomóc, można wpłacić pieniądze na konto PMM 62 1240 2294 1111 0000 3718 5444 z dopiskiem „protezy” albo na stronie pmm.org.pl zakupić konkretny pakiet finansujący pomoc dla dzieci.
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze
Z drugiej strony dwie rezcy mnie zdziwiły. Lekarz, któremu wojna przerwała studia to chyba nie lekarz tylko student medycyny?
No i matka rodzi szóste dziecko, nic, że nie stać jej na protezy dla jednego dziecka, kłopoty z pradem itp
>> No i matka rodzi szóste dziecko,
No tak, bo se przecież mogła w Syrii pójść do ginekologa żeby jej pomógł dobrać środki antykoncepcyjne. A w drodze powrotnej wstąpić do apteki na rogu i zrealizować ta receptę.
Ewentualnie mogła powiedzieć mężowi "Weź stary zejdź że mnie, dość już mamy dzieci." i on by uszanował jej decyzję.
Wiesz co, może tak rozpędź się z kilku metrów i walnij łbem w ścianę. Chryste panie ileż jest takich pacanów, co to siedzą se przed monitorem i krytykują kobiety w Afryce za tą ich niepowstrzymaną chęć do rozmnażania.
- TomiK