Było już blisko wiadomych wydarzeń, Światowych Dni Młodzieży, które dziwnie zmieniły to miasto. Mieszkańcy odpłynęli jakby, rozpłynęli się we mgle; napłynęli jednak nowi, weseli. W licznych lokalach pojawiły się plakaty informujące, że tu światowa młodzież może jeść na osobnych zasadach. Patrzyłem, namierzałem, zastanawiałem się, co też im tam dają jeść.
Aż zdarzyło się, że doszedłem do firmy White Camel na św. Wawrzyńca, reklamującej się jako "smak Galilei", co ma chyba znaczyć, że to knajpa arabsko-izraelska. Nowa rzecz, kusząca; też plakat ŚDM wisiał. Najpierw jednak kilka słów o samej ulicy. Wiecie sami, po knajpach chodzący namiętnie, że nie jest zanadto rozwinięta: Karma, skwer Judah ze swoimi pojazdami jedzeniowymi, w których jednak trudno znaleźć coś naprawdę wybitnego (odnoszę bowiem wrażenie, że jak już gdzieś staną, to się często rozleniwiają, a poza tym, cóż, największe kolejki i tak zawsze są po frytki belgijskie). Na samym końcu ulicy jest jeszcze lokal Sami Am Am, który u początku swej działalności był znakomity, podziwiałem, że taką uczciwą wschodnią kuchnię można robić, bez ściemy; ale jak to zwykle bywa, poziom któregoś dnia spadł dramatycznie i trzyma się od tej pory bliżej dna. Jest, owszem, stara zajezdnia, jest coś tam jeszcze; jednak z wyjątkiem skweru, który wibruje i się zmienia, ulica św. Wawrzyńca nie jest miejscem szczególnej kuchennej podniety.
Wszystkie komentarze