Przez urzędników w ub.r. krakowskim uczniom przeszło koło nosa 1,5 tys. darmowych obiadów. Ale coś się zmienia.
Alarm, że miasto nie radzi sobie z realizacją rządowego programu dożywiania najmłodszych, podnieśli - jak już pisałam - rodzice z Forum Rad Rodziców. O co chodzi? Otóż pięć lat temu rząd wydał rozporządzenie, że darmowe obiady mogą otrzymywać dzieci niemające zaświadczeń o trudnej sytuacji rodzinnej - potrzeba tylko decyzji dyrektora szkoły.
Te same przepisy stanowią też jednak, że liczba objętych w ten sposób dożywianiem uczniów nie może przekraczać 20 proc. ogólnej liczby dzieci w gminie objętych dożywianiem realizowanym przez ośrodki pomocy. Tymczasem u nas zamiast liczyć tych uczniów w skali całego miasta, narzuca ów limit poszczególnym szkołom. Efekt jest taki, że gdy w jednym miejscu prosiłoby się o wydanie kilku darmowych posiłków więcej, niż wolno, to w innym limitu się nie wykorzystuje lub wykorzystuje w części. I gdzieś te "darmowe" obiady się gubią. Z wyliczeń wynika, że w skali roku to ponad 1,5 tys. posiłków.
Wszystkie komentarze