Gdy w marcu tego roku wyrzucali mnie ze stanowiska prezesa holdingu Bumar, odchodziłem z pensją 13,5 tys. zł. Mojego następcę zatrudnili za 85 tys. miesięcznie. Stać to państwo na takie pensje, gdy ludzie umierają, bo brakuje na leczenie? - Rozmowa z inicjatorem utworzenia sieci samopomocy dla dawnych opozycjonistów, Edwardem E. Nowakiem.
Iwona Hajnosz: Chce pan stworzyć sieć samopomocy dla działaczy z lat 80., którzy popadli w biedę. To ma być pomoc dla ludzi z 'Solidarności', ale także byłych studentów z NZS, z opozycji demokratycznej (KPN, KOR, SKS, itd.), z WiP-u czy Federacji Młodzieży Walczącej. Część osób odczytuje to jako potrzebę odnowienia znaczenia słowa 'solidarność'. Teraz ma to być solidarność w radzeniu sobie z kłopotami. Skąd taka potrzeba?
Edward E. Nowak: Coraz częściej wracam myślami do wydarzeń z lat 80. z czasów pracy w hucie. Po tym jak 16 grudnia 1981 r. władza rozbiła strajk, "poszliśmy w dziurę", jak to się mówiło, czyli pochowaliśmy się. Mnie nie udało się długo ukrywać. Wpadłem, bo zatęskniłem za rodziną. Chciałem zobaczyć córeczkę Karolinę. Złapali mnie. Za zorganizowanie strajku w hucie z dekretu o stanie wojennym dostałem trzy i pół roku. Do 1983 r. zaliczyłem pobyt w więzieniach w Krakowie, Raciborzu, Strzelcach Opolskich, we Wrocławiu i w Strzelinie. Na wolności długo nie pobyłem, w 1985 r. znowu wylądowałem w więzieniu, tym razem za zorganizowanie manifestacji z okazji święta 3 Maja.
Wszystkie komentarze