Marzec 1936. Konduktorzy kolejki linowej obok wagonika.
Z PRASY:
4 marca 1936 roku Ilustrowany Kuryer Codzienny piórem Witolda Zechentera tak opisywał pierwszą wyprawę dziennikarzy kolejką (pismo ze zbiorów Małopolskiej Biblioteki Cyfrowej):
Witold Zechenter: Cepry w Europie. W wagonie kolejki linowej na Myślenickie Turnie
Gdy trzydziestka dziennikarzy ruszała w sobotę wieczorem do Zakopanego z Krakowa, by na własnej skórze przekonać się, co to jest kolej linowa z Kuźnic na Myślenickie Turnie, żegnały nas łzy żon i nieletnich dziatek, żądano od nas przysiąg, że jednak nie pojedziemy tym djabelskim wynalazkiem, że tylko zzewnątrz obejrzymy sobie, jak wygląda ta instalacja, która pohańbiła przyrodę w Tatrach, narażając na nagły a nieoczekiwany zgon wielkie rzesze kozic, świstaków, owiec i innej fauny naszych cudnych gór. Żegnano nas mniejwięcej tak, jakbyśmy jechali do Abisynji na odsiecz negusowi.
W naszych własnych oczach, gdy objęliśmy w posiadanie miękkie przedziały wagonu, wyrastaliśmy na 'bohaterów', którzy na wszystko się ważą, a na nic nie zważają, a jeden z mych kolegów redakcyjnych wyrósł tak bardzo we własnych oczach, że uderzył się głową o sklepienie wagonu.
Późny wieczór przywitał nas w Zakopanem czystą pogodą, wróżącą, że albo halny już był, albo będzie, wiadomo bowiem, że po pogodzie następuje zawsze niepogoda. Poza częścią towarzystwa, która ostatni wieczór i noc w życiu przed jazdą kolejką linową chciała solidnie spędzić w łożach hotelowych, udaliśmy się na obchód zimowej w zimie i letniej w lecie stolicy Polski. Zaglądaliśmy do wielu lokali, w żadnym długo nie bawiąc, ponieważ przyjechaliśmy przecież na świeże powietrze. Spuśćmy jednak zasłonę na tę promenadę, jak chmury spuściły zasłonę na księżyc (...)
Autobus P.K.P odstawił nas do Kuźnic, gdzie wpadliśmy w objęcia żel-betonowe dworczyka Polskiej Kolei Linowej, który zdaje się jest obecnie najpiękniejszą budowlą Zakopanego.
Wsiedliśmy do wagonika i po sygnałach elektrycznych niepostrzeżenie odbiliśmy od molo dworczyka. Powoli usuwała się w dół ziemia kamienista, śnieżna. Płynęliśmy w górę, jakby awjonetką o delikatnym ruchu i w ciszy.
Wagonik lekko zadrgał na pierwszej podporze, potem , na drugiej, na trzeciej, od której miękko wsunęliśmy się na trzeci etap tej około siedmiominutowej jazdy powietrzenej nad najwyższą głębokością 135 metrów i zarazem na najdłuższym rozwisie liny aż do stacji na Myślienickich turniach. Lasy na pnących i i opadających górach pod nami wyglądały nak dywan, a śnieżne przestrzenie znaczone były punktami, sunącemi daleko pod nami - to byli narciarze...
Widok przecudny, rozległy aż pod Kasprowy, na lewo przed nami zszarpane turnie, na prawo łagodniejsze szczyty. Z jakąż radością poiły się oczy jadących tym rozległym i wspaniałym widokiem. I mimowoli przyszło mi na myśl, że dla tysięcy tych wszystkich, którzy nie mogą inaczej iść i podziwiać piękna gór, kolejka będzie jedynem umożliwieniem spełniania ich tęsknot - a tembardziej, gdy - za jakieś 10 dni - otwarta będzie druga jej część, a mianowicie z Myślenickich Turni na Kasprowy!
Wszystkie komentarze