Utylizacja, ponad 100-kilometrowa podróż, albo... łamanie prawa i kopanie dołu w ogródku - takie opcje mają krakowianie, którym umrze zwierzę. Grzebaliska w mieście brak, bo ciągle ktoś protestuje. Dlaczego mieszkańcom tak daleko do postawy św. Franciszka?
Na cmentarzu dla małych zwierząt w Ropczycach (województwo podkarpackie) leży "Szybki" - żółw stepowy z Krakowa. Są tam też: seter irlandzki Bessi, "prawdziwy przyjaciel rodziny" Lecter, "sunia" Misia, owczarek niemiecki Hugo - wszystkie te psy i wiele, wiele innych przywieźli tu krakowianie. Ostatnio prawie 150-kilometrową drogę z Krakowa do Ropczyc pokonała radna Małgorzata Jantos. Zakopała tu swojego boksera Omara.
Swojego Donalda pochowałem w ogródku
Przepisy Unii Europejskiej nie pozwalają grzebać na własną rękę zwierzaków w ziemi. Można je pochować w ogrodzie jedynie po uzyskaniu zgody powiatowego lekarza weterynarii i wojewódzkiego inspektora ochrony środowiska, co jest dość skomplikowaną procedurą. Co więc powinien zrobić mieszkaniec Krakowa, gdy umrze mu pupil? Jechać z nim aż pod Rzeszów lub pod Warszawę albo... zostawić w chłodni u weterynarza...
Wszystkie komentarze