Jeszcze na Ukrainie, na drodze do granicy, widziałam wiele samochodów jadących od strony przejścia, a w nich samych mężczyzn. Wtedy zdałam sobie sprawę, że oni podwieźli kobiety z dziećmi, a teraz wracają walczyć. Wstrząsające - opowiada Ukrainka, która od trzech lat mieszka w Krakowie. Wojna zastała ją, gdy była służbowo w Kijowie.

Khrystyna Yuknei z wykształcenia jest dziennikarką. W 2019 roku wyjechała z rodzinnej Doliny, miejscowości w obwodzie iwanofrankiwskim na Ukrainie i przeprowadziła się do Polski. W Krakowie jest przedstawicielką handlową firmy odzieżowej. W poniedziałek 21 lutego poleciała do Kijowa na targi, miała wracać w piątek. W czwartek rano wybuchła wojna.

Paweł Figurski: Jak dowiedziałaś się o inwazji Rosji na Ukrainę?

Khrystyna Yuknei: Spałam spokojnie, ale zaczęły mi przychodzić powiadomienia na Messengera. Zignorowałam je, ale po chwili zadzwonił mój chłopak z Polski. Spytałam, czego chce w środku nocy. A on, czy oglądałam wiadomości, bo podobno Rosja napadła. Byłam w pokoju na 23. piętrze hotelu na lewym brzegu Kijowa. Odsłoniłam okna i przekazałam mu, że wszystko jest w porządku i wracam spać. A on, żebyśmy się zbierali, bo jest wojna. 

Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie

Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi

Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich.

Małgorzata Bujara poleca
Podobne artykuły
Więcej
    Komentarze