"Wydobędzie pani piosenkę francuską z gówna, w którym utonęła po śmierci Edith Piaf" - miał powiedzieć Ewie Demarczyk Bruno Coquatrix, szef paryskiej Olympii, proponując dwuletni kontrakt. Nie chciała.

Ewy Demarczyk nie ma już wśród nas. Zmarła 14 sierpnia w wieku 79 lat w Krakowie.

– Kto? Demarczyk? – dopytuje się mój sąsiad, dobiegający trzydziestki. – Zaraz, zaraz, chyba kojarzę… – Wyraźnie zmieszany zerka do Google’a. A ja zaczynam się zastanawiać, w jaki sposób w epoce Zenka Martyniuka pisać o królowej polskiej poezji śpiewanej.

Zjawisko „Ewa Demarczyk”

Karierę rozpoczęła w czasach komuny (lata 60., 70. minionego stulecia), nierzadko określanych jako szare, ponure i siermiężne. Byłoby w tej opinii całkiem sporo prawdy, gdyby nie rozbuchana (w pozytywnym tego słowa znaczeniu), idąca pod prąd kultura studencka, zwłaszcza ambitne studenckie teatry i kabarety. Zjawisko „Ewa Demarczyk” narodziło się właśnie w kabarecie, a był nim prowadzony przez medyków Cyrulik. Przyszła artystka była wtedy studentką Wyższej Szkoły Teatralnej, do której zdała po roku równoległych studiów w Akademii Muzycznej i… na architekturze (myślała też o medycynie). Rozwinięcie skrzydeł w Cyruliku uniemożliwili młodziutkiej Ewie piwniczanie: Zygmunt Konieczny i Piotr Skrzynecki. Dosłownie ją stamtąd wykradli. Niepozorna i mało wówczas pewna siebie dziewczyna została Czarnym Aniołem Piwnicy pod Baranami.

Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie

Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi

Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich.

Więcej
    Komentarze
    Znam większość Jej piosenek, wszystkie uwielbiam. Puszczam w samochodzie. Kupiłem jej płytę jakieś 42 lata temu... Potem CD. Tyle lat i ani razu nie zwątpiłem, że jest (była...) genialna.
    już oceniałe(a)ś
    3
    0