MIESZKAĆ PO LUDZKU. Jedna czwarta badanych przez nas mieszkańców Ugorka i Olszy II zadeklarowała, że nie zna imienia lub nazwiska żadnego z sąsiadów. Rozmowa z dr Martą Smagacz-Poziemską, socjologiem miasta, wykładowcą Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Paweł Figurski, Ada Chojnowska: Przez lata nasze stosunki sąsiedzkie bardzo się zmieniły. Z sąsiadami nie jesteśmy tak blisko, jak to dawniej bywało. Szczególnie widać to w dużych miastach, a więc i w Krakowie.
Dr Marta Smagacz-Poziemska: Bo jesteśmy coraz bardziej mobilni, tradycja w coraz mniejszym stopniu determinuje naszą tożsamość, a jakość życia jest często postrzegana przez pryzmat konsumpcji. Do tego dochodzą czynniki cywilizacyjne, jak internet, które powodują "rozsunięcie czasu i przestrzeni", pozwalając na działania i relacje społeczne w jednym czasie, ale niekoniecznie w jednym miejscu. Są też czynniki lokalne, a wśród nich typ i "wiek" osiedla, na jakim mieszkamy, jakość jego infrastruktury społecznej, struktura społeczności. Podam przykład dwóch krakowskich osiedli - Ugorka i Olszy II, gdzie rok temu prowadziliśmy badania ze studentami. Spora część mieszkańców tych osiedli to osoby, które mieszkają tam od dawna lub tam się urodziły - i to oni zazwyczaj deklarują dobre relacje z sąsiadami. Około dwóch trzecich naszych respondentów utrzymywało, że w razie potrzeby pomogliby sąsiadom i że oni na taką pomoc mogą liczyć, ale jednocześnie prawie jedna czwarta badanych twierdziła, że nie może liczyć na pomoc żadnego sąsiada. Połowa naszych respondentów deklaruje, że utrzymuje kontakty towarzyskie z sąsiadami (najczęściej z kilkorgiem), ale również połowa - że nie ma takich relacji z żadnym sąsiadem, a kontakty sprowadzają się do kurtuazyjnych powitań na korytarzu. Jedna czwarta badanych zadeklarowała, że nie zna imienia lub nazwiska żadnego z sąsiadów.
Wszystkie komentarze