Po golu dla Cracovii kibice mieli w sobotnie popołudnie wrzucić na boisko pluszowe misie, ale Cracovia nie potrafiła żadnego strzelić. Przegrała u siebie z Zagłębiem Lubin.

W teorii tego dnia na bramkach powinno było bardziej zależeć gościom niż gospodarzom. Cracovia - to już wiadomo - zakończy sezon gdzieś w środku tabeli, a Zagłębie ciągle nie miało pewności, że się utrzyma w lidze. Teraz, po zdobyciu trzech punktów w Krakowie, jest już w stu procentach bezpieczne.

Krakowianie za nic nie zasłużyli nawet na remis, mimo że od początku mieli zdecydowanie częściej piłkę przy nodze. Mieli też jednak poważne problemy, by zrobić z nią coś sensownego. Wymieniali więc podania, szukali sposobu na przedostanie się pod bramkę Zagłębia, ale robili to trochę nieporadnie. Było sporo niecelnych dośrodkowań, w pierwszej połowie był zryw Michała Rakoczego i... w sumie to wszystko.

Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie

Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi

Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich.

Więcej
    Komentarze