Wisła Kraków do końca weekendu może uderzyć o strefę spadkową. Mecz z Piastem Gliwice pokazał, że do wyjścia z kryzysu jest daleko.

To miała być oczyszczająca przerwa. Sami piłkarze Wisły powtarzali, że krótkie wakacje od gry spowodowane meczami reprezentacji narodowych (dwa tygodnie między 11. a 12. kolejką Ekstraklasy) mogą być dla drużyny szansą na złapanie oddechu. Wcześniej atmosferę zatruwały porażki, mnożące się błędy i kontuzje, więc trzeba było wytchnienia. Tyle że zmieniło się niewiele.

Przez dwa tygodnie udało się postawić na nogi m.in. Pawła Brożka, a Rafał Boguski nie musiał już grać na nietypowej dla siebie pozycji prawego obrońcy (wrócił David Niepsuj, w drugiej połowie zagrał Łukasz Burliga). Nie udało się zreperować Jakuba Błaszczykowskiego, w dodatku kontuzji doznał Vullnet Basha, więc była obawa o to, jak Wisła poradzi sobie w środku boiska. Tam – to nowość - wyjątkowo biegał debiutant Damian Pawłowski, młodzieżowiec (w zastępstwie za Kamila Wojtkowskiego).

Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie

Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi

Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich.

Więcej
    Komentarze