Zabudowania magazynów Sprechera, z widocznymi zniszczeniami - zdjęcie z Nowości Illustrowanych (12 czerwca).
Reporter Czasu (6 czerwca) zanotował:
Od strony katastrofy nadciągają wozy pogotowia ratunkowego, pełne rannych. Mamy wizyę wojny... Dyżurni, natarczywie nagabywani, rzucają urywkowo informacye. Brzmią one strasznie. Setki rannych uciekają ze zdemolowanych domów i spieszą na pola; wolą narażać się na pękające wciąż pociski armatnie, niż przebywać w domach, o których sądzą w przerażeniu, że runą lada chwila. Inni w obłędzie strachu kryją się po piwnicach, przysiadają do ziemi poza płoty i parkany, nie śmieją wznieść głowy.
(...) fabryka gipsu Taumana jest silnie uszkodzona, częściowo zdemolowana jest willa p. Hoffmana.
Przysiółek Słoniówka, oddalony o kilometr od magazynu, wiele ucierpiał. Wszystkie domy są poniszczone, z załamanymi dachami, z pod których zwisają na dół belki. Najwięcej ludzi odniosło rany właśnie od tych zapadłych belek. Folwark Sprechera również zniszczony, tak samo trzy domy, stojące oddzielnie powyżej kopca Krakusa, Rannych przewożono stąd na stacyę płaszowską. Większą część umieszczono za murem zniszczonej dachówkarni Goldstocka. Między rannymi znajduje się pięcioro dzieci.
W Podgórzu niema domu, któryby wskutek wstrząśnienia powietrza nie utracił szyb. Szkło leżało warstwami na chodnikach. W samym gmachu starostwa wybitych przeszło sto szyb. Na wapienniku miejskim i formy Liban dachy zerwane, podobnie na wielu budynkach, znajdujących się we wschodniej części Podgórza. Detonacya była tu niezmiernie silna. W ekspozyturze policyi kilku żołnierzy zostało zostało ogłuszonych; jeden z nich do późnej nocy nie odzyskał słuchu.
Bardzo silnie ucierpiała stacya kolejowa w Podgórzu-Płaszowie. Mimo znacznego, blisko 3-kilometrowego oddalenia od miejsca katastrofy, ogromne wstrząśnienie powietrza i lecące odłamy raniły cały szereg osób z personelu kolejowego i podróżnych na peronie, a nadto zdemolowały budynek stacyjny i okoliczne domy.
(...) Z trudem udaje się zebrać w jeden obraz działalność pogotowi krakowskiego Towarzystwa ratunkowego. Pierwsze, złożone z całego personelu dyżurnego, przebywającego na stacyi w strażnicy, wyjechało wraz z wozem koleją z dworca krakowskiego bardzo szybko po doniesieniu o katastrofie. Drugie, sformowane pospiesznie ze słuchaczy medycyny, którzy byli pod ręką, pod przewodnictwem Dra Benneta i Dra Pachońskiego, wyjechało drugim wozem końmi przez Podgórze ku Woli Duchackiej.
(...) Zapalone przy wozie latarki ściągały ku sobie nieszczęśliwych, strwożonych i poranionych, którzy błagali pomocy. W pośpiechu, po ciemku, opatrywano jak się dało. Wielu było ciężko rannych: pokaleczone czaszki, wybite oczy, rozprute ciała. Ogółem opatrzono kilkudziesięciu rannych.
Wszystkie komentarze