Tłumy fanów rocka przywitały w piątkowy wieczór w Tauron Arenie Kraków zespół Scorpions. Legendarni rockmani porwali publiczność od pierwszych minut. - Dzień dobry, jak się macie? - zapytał Klaus Meine, a odpowiedziały mu gromkie brawa. W dzwonach, z pacyfkami na podkoszulkach, w skórzanych kurtkach Scorpionsi co chwilę wychodzili na 'język' estrady, gdzie tańczyli i dawali popisy gitarowej wirtuozerii. Na scenę w pewnym momencie poleciał stanik - wokalista z dumą zawiesił go na mikrofonie. Perkusista James Kottak co chwilę zdejmował z siebie części garderoby, by po chwili założyć nowy strój. Z lubością eksponował swój tatuaż 'Rock and Roll Forever'. Entuzjazm wzbudzał Paweł Mąciwoda - basista zespołu pochodzący spod Wieliczki. - Ciągle gadał o tym przyjeździe do Krakowa - żartował z niego Meine. Utwory z nowej płyty muzycy przeplatali starymi balladami ('Wind of Change', 'Angel'). Wówczas hala rozbłyskiwała telefonami komórkowymi, a tysiące fanów przyłączało się do śpiewu.
Na koniec koncertu w stronę sceny poleciało wiele staników i damskich majteczek. - Było cudownie! Wrócimy tu jeszcze! - pożegnał się z krakowską publicznością Mąciwoda.
Wszystkie komentarze