Prof. Tomasz Rogula: Niestety, otyłych pacjentów przybywa w każdym kraju. Dziś w Polsce sam widzę dużo więcej młodych ludzi z nadwagą czy wręcz otyłością niż jeszcze kilka lat temu. To zjawisko narastało, a teraz wybuchło. Coraz więcej osób, również z mojego otoczenia, zauważa, że w ostatnich miesiącach przytyło o kilka kilogramów. Czeka nas epidemia otyłości i cukrzycy typu drugiego, związanej z otyłością. Wcześniej uważano, że dieta i ruch wystarczą, by schudnąć, ale badania pokazały, że jest inaczej. Niektórzy ludzie otyli nigdy nie osiągną sukcesu i nie pozbędą się chorób towarzyszących otyłości, jeśli nie zostaną zoperowani. Rozwinęła się nowa dziedzina medycyny zwana chirurgią metaboliczną, która skupia się na chirurgicznym leczeniu otyłości i chorób towarzyszących, głównie cukrzycy typu drugiego.
– Mówimy tu o otyłości klinicznej, która jest mierzona wskaźnikiem masy ciała BMI. Według zaleceń do zabiegu kwalifikują się osoby z BMI co najmniej 35, u których otyłości towarzyszą inne choroby metaboliczne, takie jak cukrzyca, nadciśnienie, podwyższony cholesterol czy bezdech senny. A to oznacza, że przeciętny mężczyzna kwalifikowany do takiej operacji waży ok. 120 kg, a kobieta ok. 100 kg. Według najnowszych badań i zaleceń wielu towarzystw naukowych operacjom bariatrycznym mogą być poddawani niektórzy pacjenci z BMI między 30 a 35 i z cukrzycą drugiego typu niedającą się wyregulować tradycyjnymi lekami doustnymi i insuliną.
– Jeśli przyjmiemy definicję cofnięcia się choroby w ten sposób, że przez pięć lat nie ma potrzeby przyjmowania leków i wyniki są prawidłowe, uznajemy, że cukrzyca została wyleczona. Takich pacjentów często widzimy po operacjach bariatrycznych.
– Chirurgia metaboliczna, której celem oprócz utraty wagi jest poprawa czy ustąpienie chorób metabolicznych, głównie cukrzycy, nadciśnienia, podwyższonego cholesterolu, przynosi bardzo realne korzyści w postaci znacznego zmniejszenia ryzyka zachorowań lub przedwczesnej śmierci z powodu chorób układu sercowo-naczyniowego, a nawet zmniejsza ryzyko występowania niektórych nowotworów.
– Tak. Łącznie wszystkie wyżej wymienione choroby to tzw. zespół metaboliczny. Podwyższony cholesterol i inne choroby tego zespołu stanowią istotne ryzyko występowania zawału serca, udarów i innych schorzeń układu naczyniowego.
– Miał 25 lat i ważył ok. 566 kg. Czyli wskaźnik BMI wynosił u niego 105.
– Młody człowiek, unieruchomiony, miał duże odleżyny, skórę zwisającą poza stopy… Zrobiliśmy mu cztery operacje. Stopniowe, bo nawet technicznie nie dałoby się tego zrobić za jednym razem. U takich osób nie ma łatwego dostępu do organów, w tym brzucha. Warstwa tłuszczowa podskórna, przez którą trzeba się przedostać, żeby zrobić operację, ma nieraz do ok. 20 cm grubości i towarzyszy jej znaczny nadmiar skóry. W 2007 r. zaczęliśmy w moim szpitalu w Cleveland używać robotów. Zabiegi stały się, nawet u takich osób, prostsze i bezpieczniejsze. Tak jak w przypadku zabiegów laparoskopowych polegały na tym, żeby z żołądka, który ma znaczną pojemność, wyizolować małą część, o objętości ok. 200 ml, która przejmie jego zadania.
U bardzo otyłych osób dostęp do żołądka jest bardzo utrudniony, choćby z uwagi na to, że mają bardzo otłuszczoną i powiększoną wątrobę. Ręka chirurgia nie ma tam jak sięgnąć. Przydaje się ramię robota. Poza tym jakość szycia zespolenia żołądka z jelitem za pomocą robota jest znacznie lepsza w porównaniu z tradycyjnymi metodami operacji.
– To zasadnicza korzyść pracy z robotem: mniejsze ryzyko powikłań. Lepsza jakość zespolenia to gwarantuje. A to najważniejszy moment zabiegu. Uważa się, że do powikłań z powodu niedokładnego zespolenia dochodzi u 1–2 proc. pacjentów. To wydaje się niewiele, ale jest to bardzo groźne powikłanie, które nierozpoznane w porę grozi poważnymi konsekwencjami, a nawet śmiercią z powodu sepsy.
– Ma standardową cenę – ok. 25 tys. dol., płaci ją ubezpieczenie. W tej cenie zawarta jest pełna opieka przed- i pooperacyjna, wszystkie badania i konsultacje. Przy czym jest ona taka sama dla operacji laparoskopowych i robotycznych. To wydaje się dużo jak na warunki polskie, ale jeśli weźmie się pod uwagę, że roczne leczenie cukrzycy i jej powikłań to niejednokrotnie dziesiątki tysięcy dolarów, korzyści są wymierne.
– Obecnie przygotowujemy do zabiegów 15 osób. Nasze plany też pokrzyżowała epidemia, bo wiosną wszystkie operacje zostały wstrzymane. Ale typowo przygotowania trwają dość długo, minimum dwa miesiące, najczęściej cztery. To się bierze z tego, że ci pacjenci muszą przejść szereg konsultacji i badań specjalistycznych. Jedną z nich jest ocena psychologiczna, podczas której należy wykluczyć poważniejsze problemy psychiczne oraz przygotować pacjenta na życie po operacji. Staramy się wskazać pacjentowi przyczyny nadmiernej konsumpcji pokarmów i wzmocnić zachowania, które pozwalają tego unikać. Równie ważna jest konsultacja dietetyczna, w czasie której edukujemy pacjentów na temat zdrowego żywienia i korzystania z informacji na temat żywności.
– Psychologiczną stronę zostawiam ekspertom. Moim zadaniem jest stwierdzenie, czy operacja jest bezpieczna dla człowieka. W tym celu oceniamy wydolność serca i układu oddechowego. Rutynowo wykonujemy gastroskopię, żeby ocenić stan żołądka i wykluczyć wiele chorób, których leczenie po operacji może być trudne. Eliminujemy wszelkie niepewności, robimy testy, w tym na bezdech senny. Ta dość częsta choroba objawia się m.in. głośnym chrapaniem, które może prowadzić do niedotlenienia organizmu. Sprawdzamy też, czy pacjenci są niedożywieni…
– Paradoksalnie tak. To wynik jednorodnej diety, wysokocukrowej i wysokotłuszczowej. Z tego powodu pacjenci mają niedobory białek, witamin, żelaza, wapnia i innych pierwiastków. Musimy je suplementować przed operacją i po niej. Chirurg musi to wszystko wiedzieć przed planowaniem operacji. Do tego dochodzi drobiazgowe badanie kardiologiczne, bo serce też jest otłuszczone. Wiele z tych osób nigdy nie leczyło się na serce, a przy okazji tej operacji wykrywamy i takie problemy.
– Zajadał stres, tak jak u wielu takich osób był też problem środowiskowy. Rodzina czasami potęguje problem swoim zachowaniem, dostarcza góry jedzenia. Dlatego w proces przygotowania i terapii psychologiczno-środowiskowej włączamy rodziny, bo bez tego pacjenci nie są w stanie osiągnąć celu.
* Prof. Tomasz Rogula – specjalista chirurgii metabolicznej, bariatrycznej, laparoskopowej, robotowej i ogólnej. Przez ponad 20 lat pracował w USA, w tym w Cleveland Clinic, która jest jednym z najlepszych szpitali amerykańskich.
Pierwszy etap to przygotowanie do operacji. Pacjent rozpoczyna leczenie od wizyty u lekarza chirurga bariatry, który gruntownie przeprowadza wywiad i indywidualnie kwalifikuje pacjenta do odpowiedniego rodzaju zabiegu. Wybór metody leczenia chirurgicznego jest potwierdzany jeszcze po wykonaniu wszystkich zaleconych badań oraz konsultacji. Pacjent zostaje objęty opieką dietetyczną oraz psychologiczną. Dietetycy pomagają dobrać odpowiedni sposób żywienia, który w jak najmniejszym stopniu będzie obciążał organizm chorego, a przyczyni się do redukcji wagi.
Kluczową rolę odgrywa opieka psychologiczna. Psycholog nie tylko kwalifikuje pacjenta do dalszego etapu, jakim jest zabieg, ale przede wszystkim pomaga pacjentowi wypracować takie mechanizmy, które pozwolą podnieść się w ciężkich momentach, wzbudzą motywację i determinację do dalszych działań prowadzących do utraty wagi. Do tego dochodzą konsultacje kardiologiczne, pulmonologiczne, wizyty u gastrologa i anestezjologa.
Drugi etap to sama operacja.
Trzeci etap to monitorowanie i kontrolowanie stanu zdrowia pacjenta po zabiegu operacyjnym. Ważny jest stały kontakt z pacjentem, raportowanie jego postępów czy samopoczucia. Szpital na Klinach zapewnia półroczną opiekę, która obejmuje wizyty u psychologa oraz dietetyka, w każdej chwili może być w kontakcie również z chirurgiem.
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze