Ze względu na epidemię koronawirusa władze Tatrzańskiego Parku Narodowego zdecydowały o zamknięciu punktów wejść na swój teren od piątku 13 marca. Od wczoraj schroniska nie przyjmują rezerwacji, nieczynne są parkingi, a także kolejka na Kasprowy Wierch. Wszystko ze względu na bezpieczeństwo turystów, dla których wizyta w parku często wiąże się z podróżami komunikacją publiczną, korzystaniem z restauracji i innych miejsc, w których gromadzą się duże skupiska ludzi.
Wyjątkiem od zakazu wejścia na teren parku objęci są mieszkańcy powiatu tatrzańskiego. I to właśnie tym często próbują się tłumaczyć przybyli ze znacznie bardziej odległych stron turyści.
- Nasi strażnicy sprawdzają dokumenty tożsamości z adresem zameldowania, wiele osób twierdzi jednak, że albo ich nie ma przy sobie, albo że są czasowo zameldowani w powiecie tatrzańskim, mają tutaj dom, albo że mieszkają tu od niedawna. My się tu naprawdę w większości z miejscowymi dobrze znamy, to wszystko można zresztą sprawdzić. Turyści po prostu kręcą lub wprost nas okłamują - relacjonuje komendant straży parku narodowego Edward Wlazło.
Jak mówi, w Tatry wciąż przyjeżdża mnóstwo turystów, jak widać nawet po rejestracjach, z całego kraju. - Tłumaczą się, że wolą być w górach niż w warszawskim blokowisku, że w Tatrach jest takie czyste powietrze, że lepiej uchronić się tu przed koronawirusem - opowiada Wlazło. - Przyjeżdżają całe rodziny, wczoraj usłyszeliśmy od jednej z nich wprost, że te dwa tygodnie to przecież idealna okazja, by zorganizować dzieciom drugie ferie. To nie tylko świadome łamanie przepisów, ale i skrajna nieodpowiedzialność.
Sytuacji nie pomaga fakt, że pod wejścia na teren TPN turystów wciąż wozi wiele taksówkarzy i busiarzy, a właściciele pensjonatów i hoteli w obawie przed utratą klientów nie mówią, jak naprawdę wygląda sytuacja.
- Niestety, wielu z nich nie ma skrupułów, liczy się tylko kasa. Słyszymy od turystów, że busiarze czy właściciele pensjonatów zapewniali ich, że wszystko działa, nic nie jest zamknięte. W tych przypadkach nie mamy jednak jak interweniować, możemy tylko apelować o zdrowy rozsądek - podkreśla Wlazło. Dodaje też, że niezależnie od rozwoju sytuacji wszyscy strażnicy są wyposażeni w odpowiednie kombinezony ochronne, maski i wszelkie potrzebne do ochrony środki bezpieczeństwa.
Na razie wszystkie interwencje w sprawie chodzących po terenie parku turystów kończyły się upomnieniami. Straż TPN nie wyklucza jednak, że w przyszłości takie sytuacje mogą się skończyć nałożeniem mandatów.
Materiał promocyjny partnera
Materiał promocyjny partnera
Wszystkie komentarze
Selekcja naturalna...
busiarz złapał w kosciele, bo wszedł jako 48-my.
Buractwo.
to to samo
To dużo?
To zdecydowanie za mało. Liczę, że w ciągu roku wytnie 1/3 populacji minimum.
Będzie to miało tylko pozytywne następstwa.
Pewnie tak.
Gdyby tak było to mi osobiście będzie to obojętne.
Ale jestem pewien, że akurat mnie to nie dotyczy ;)
A zacznie od ciebie.
Rozważają mandaty? Przecież te mandaty powinny się teraz sypać jak śnieg (a przepraszam, bo już chyba nie jednak)... Siedźcie na tyłkach w domu, sama siedzę w blokowisku, nie korzystam z żadnych rozrywek teraz, chociaż pół królestwa bym oddała za wyjazd w Tatry!
Sytuacja opisana w artykule dotyczy TPN, który został zamknięty, ale ten zakaz jest łamany przez turystów i w tym przypadku faktycznie powinny być mandaty. Poza tym może Pani jechać w Tatry lub w inne góry, nie ma zakazu poruszania się po kraju, także w celach turystycznych, poza osobami objętymi obowiązkową kwarantanną. GIS ocenia, że ryzyko zarażenia w hotelach jest bardzo niskie - one nie zostały odgórnie zamknięte (co najwyżej decyzją właściciela). Ryzyko zarażenia w przypadku takiego wyjazdu porównywalne lub mniejsze (szczególnie w przypadku własnego transportu) do przemieszczania się po mieście komunikacją miejską i robienia zakupów w sklepach. Wystarczy przestrzegać zasad bezpieczeństwa, unikać zgromadzeń i przede wszystkim myć ręce. Proszę nie siać paniki.
A ja jeżdżę, też w polskie góry, ale NIGDY do Zakopanego i okolic!
Do Zakopanego.