Groźba dalszego rozprzestrzeniania się koronawirusa mocno uderza w Kraków. Szczególnie że to miasto turystyczne, kulturalne, a od kilku lat mocno stawiające także na organizację różnego rodzaju kongresów, konferencji i innych eventów. Jak mówią eksperci, odwołanie wszystkich tych wydarzeń mocno odbije się na lokalnej branży, która rocznie przynosi miastu grubo ponad miliard złotych
- Wiele osób pewnie myśli, że branża eventowa jest na tyle duża i bogata, że z łatwością odbije sobie wszystkie straty, jednak brak zleceń, a tym bardziej odwoływanie ich na ostatnią chwilę, przy braku odpowiednich zabezpieczeń (również finansowych), mogą w bardzo krótkim czasie przynieść katastrofalne skutki dla płynności finansowej wielu agencji eventowych i firm usługowych - podkreśla Łukasz Cioch z LCMedia.pl, doradca w dziedzinie strategii komunikacyjnych i kreatywnych, moderator i audytor konferencji.
Agencje to jednak tylko jedna strona medalu. Jak zwraca uwagę Cioch, rynek często wymusza na nich projektowe podejście do zatrudnienia, a co za tym idzie jeszcze większych problemów mogą się spodziewać tysiące podwykonawców i freelancerów. Ich kalendarze pustoszeją z dnia na dzień.
- Chodzi tu więc zarówno o techników od nagłośnienie i oświetlenia, jak i produkcję, catering, konferansjerów, hostessy, logistykę, grafikę, fotografów, operatorów, czy tłumaczy. Bardzo często to jednoosobowe działalności gospodarcze, których sytuacja finansowa jest ściśle uzależniona od liczby zleceń - tłumaczy Cioch.
Na trudną sytuację takich pracowników zwraca uwagę również krakowska radna Nina Gabryś, szczególnie tych zatrudnionych w kulturze.
"Każdy artysta/ka i animator/ka kultury pracujący na umowę o dzieło i zlecenie w najbliższym czasie będzie w absolutnie kryzysowej sytuacji finansowej. Tak samo, jak dla branży turystycznej, tak dla kulturalnej jest to niewiarygodny cios" – pisze na swoim Facebooku.
Kryzys w branży eventowej odbije się też na krakowskich usługach. Według badań, tzw. turysta biznesowy zostawia w mieście ok. trzech razy więcej pieniędzy niż ten tradycyjny, przede wszystkim w hotelach i restauracjach, które już widzą spadek gości.
Narzekają na to głównie restauracje w centrum miasta, utrzymujące się przede wszystkim dzięki stołującym się w nich turystom. Wolne stoliki widać m.in. w restauracji Pod Baranami, czy Szarej. - Obroty spadły nawet o kilkadziesiąt procent, sytuacja pogarsza się z dnia na dzień - słyszymy w tej ostatniej.
Restauracje i kawiarnie w całym mieście podejmują też kolejne środki ostrożności mające zminimalizować możliwość zakażenia koronawirusem. "Handelek" na Instagramie poinformował klientów, że rezygnuje ze sprzedaży posiłków, które są współdzielone z innymi klientami, a pracownicy co 30 minut muszą odkażać klamki oraz menu. Starbucks z kolei na czas epidemii zrezygnował z możliwości kupna kawy do własnego kubka, a podgórska kawiarnia Absurdalia uspokoiła swoich klientów na Facebooku i zaleciła swoim pracownikom pracę w jednorazowych rękawiczkach nawet podczas parzenia kawy.
Posty uspokajające klientów wystosowali m.in. właściciele Mezzaliansa przy ul. Kalwaryjskiej. Współwłaścicielka restauracji Agata Dembek-Dziwosz przyznaje, że to ukłon w stronę zaniepokojonych klientów.
- Środki ostrożności, które nakazuje przedsięwziąć sanepid, obowiązują u nas od zawsze. Na razie nie zauważamy, żeby epidemia koronawirusa powodowała, że przychodzi do nas mniej osób. Obserwujemy sytuację, dajemy sobie czas do podjęcia decyzji; zwłaszcza że pod znakiem zapytania staje regularność dostaw. Gotujemy kuchnię bliskowschodnią i od jednej z firm już usłyszeliśmy, że najbliższa dostawa może być ostatnią w najbliższym czasie. Na bieżąco rozmawiamy z zespołem, zastanawiamy się nad skróceniem menu. Niewykluczone, że będziemy zmuszeni lokal zamknąć - przyznaje restauratorka.
Tymczasem "Wyborcza" sprawdziła również, jak wygląda możliwość zakupów przez internet. Tesco najbliższą możliwą dostawę oferuje dopiero w piątek, 20 marca. Carrefour - w niedzielę, 22 marca.
Odwołane wydarzenia uderzają też w taksówkarzy, którzy przyznają, że mają znacznie mniej kursów. Szczególnie od kiedy wielkie firmy, takie jak Shell, Cisco, Capgemini czy Motorola, zalecają swoim pracownikom pracę zdalną.
- Z wieloma z nich wiążą nas kontrakty, jednak jesteśmy wzywani coraz rzadziej. Z jednej strony na ulicach w ciągu dnia dobrze się jeździ, korków prawie nie ma, ale kursów dla nas też - słyszymy od jednego z krakowskich taksówkarzy.
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze
Wszyscy dostaniemy w dupę.
O Zeusie, jakie autorki muszą być mądre! Jakie światowe!