Głupek z narzędziem jest tylko głupkiem – dwa razy tę maksymę powtórzył belgijski prof. Alexandre Mottrie, światowy lider chirurgii robotycznej, założyciel i przewodniczący Sekcji Urologii Robotycznej Europejskiego Towarzystwa Urologicznego (ERUS), którego poznałam w klinice urologicznej w Aalst, niedużym miasteczku około 30 km od Brukseli. Profesor stworzył tu jeden z najbardziej zaawansowanych ośrodków treningowych chirurgii robotycznej na świecie. Kształci elitę elit, poprzez pierwszy zwalidowany program nauczania zabiegów robotycznych. Proces rekrutacji jest bardzo trudny, a najbliższe wolne terminy szkoleń indywidualnych u boku profesora przypadają na 2026 r. Profesor Mottrie przyjmuje tylko dwie osoby w roku, aby móc w pełni się im poświęcić i doprowadzić umiejętności uczestników do perfekcji w wykonywaniu zabiegów przy użyciu robota.
Przyszli operatorzy robotów chirurgicznych zjeżdżają się tu z całego świata. Spotkałam Hindusów, Australijczyków, Rosjan, wielu Włochów...
Profesor, oprócz pracy w klinice, w 2010 r. otworzył referencyjny ośrodek szkoleniowy – Orsi Academy, który jest placówką non profit, gdzie lekarze zdobywają umiejętności operowania z użyciem robotów. Głównie da Vinci, ale też innych, chociażby robota Cambridge (jest w fazie wdrażania) i systemów robotycznych tworzonych obecnie przez Medtronic.
Musimy być lepsi – to motto akademii prof. Mottriego, którym zaraża adeptów chirurgii robotycznej. Standardy szkolenia zostały opracowane przez profesora wraz z grupą światowych liderów skupionych w europejskich i światowych towarzystwach naukowych. Można uczyć się chirurgii z użyciem robotów i na specjalnych trenażerach oraz z wykorzystaniem symulatorów i wirtualnej rzeczywistości (tak jak w lotnictwie). To najlepszy możliwy model kształcenia specjalistów.
Konkurencja u profesora jest bardzo duża, a liczba utalentowanych lekarzy starających się o staż ogromna. W 2019 r. trenowało tu 1220 lekarzy. Z certyfikatami wyszło stąd kilkuset, z ponad 170 wyuczonymi schematami operacyjnymi. Lekarze wysiadują tu całymi godzinami, bo system kształcenia nie przepuszcza na wyższe stopnie wtajemniczenia osób, które nie zaliczą poszczególnych zadań bez błędów, po trzy razy z rzędu, i to w coraz krótszym czasie.
A symulować można każde możliwe do przewidzenia powikłanie, np. krwawienie, i umiejętność odpowiedniego reagowania na nie.
W istocie to niezwykle wymagający kurs. Aby osiągnąć certyfikat, trzeba wykazać się talentem, zweryfikowanymi umiejętnościami operatora i sumą doświadczeń: nie ćwiczysz – nie zaliczasz. – Taki model nauki operowania, jaki proponujemy, to o 50 proc. mniej komplikacji chirurgicznych dla pacjenta, a w konsekwencji tańsze leczenie dla systemów opieki medycznej. U mnie przez ostatnie lata nie odbył się ani jeden zabieg nowotworu prostaty wykonany metodą tradycyjną – wyjaśnia mi prof. Alexandre Mottrie.
Wśród lekarzy z certyfikatem ORSI, a co więcej, w prestiżowym gronie szkoleniowców, jest tylko jeden Polak – dr Paweł Wisz. Jak się w tym gronie znalazł? – Pierwsze kroki stawiałem kilka lat temu w Niemczech, gdzie pracowałem i gdzie chirurgia robotyczna rozwija się bardzo prężnie (pod 140 robotów w kraju, 1 robot na 400 tys. osób, w Polsce 1 na 6,5 mln osób). Potem była Belgia, gdzie praktykowałem u profesora Mottriego. Zdobyte doświadczenie pozwoliło mi stać się jedynym międzynarodowym polskim trenerem chirurgii robotycznej w Orsi Academy – wyjaśnia.
– To obecnie najbardziej polecany ośrodek szkoleniowy w dziedzinie zabiegów robotycznych we wszystkich specjalizacjach – największe centrum szkoleniowe poza USA – w którym jest obecnie do dyspozycji 12 robotów da Vinci (a dodatkowe cztery w szpitalu współpracującym z centrum).
Doktor Wisz przeszedł typową emigracyjna drogę: wyjazd do Niemiec, praca, specjalizacja, szkolenia, powrót do kraju. – Medycyną robotową zafascynowałem się kilka lat temu. Ten rodzaj chirurgii na zachodzie Europy i w USA przeżywał rozkwit, co było szczególnie istotne w mojej specjalizacji, czyli urologii, gdzie najlepszym narzędziem operacyjnym stał się robot da Vinci. Wtedy w Polsce rynek robotowy istniał od niedawna, konieczne więc były zagraniczne szkolenia. Z polskimi szpitalami utrzymywałem stały kontakt, również będąc za granicą, ale to kierownictwo krakowskiego Szpitala na Klinach przekonało mnie do powrotu do Polski na stałe. To ośrodek, w którym jest świadomość, że jakość oferowanych usług zależy nie tylko od najnowocześniejszego dostępnego sprzętu, ale też przede wszystkim od kadry, która ten sprzęt obsługuje. Szczególnie ważne jest to w robotyce, bo pamiętajmy, że robot to narzędzie w rękach chirurga, a całościowy wynik leczenia zależy od wiedzy i doświadczenia lekarza.
Doktor Wisz operuje w Belgii u boku profesora Alexandre’a Mottriego oraz prowadzi kształcenie młodych adeptów robotyki, ale na co dzień już pracuje w krakowskiej placówce. Jedynej, która w naszym regionie postawiła na innowacje i za blisko 9 mln zł kupiła robota da Vinci.
– Naszą ideą jest ciągłe doskonalenie, tworzymy kulturę otwartości na zmiany, pobudzamy do kreatywności i twórczego myślenia, a satysfakcja i komfort pacjenta są naszym priorytetem i najwyższą wartością. Tworząc w Krakowie Centrum Chirurgii Robotycznej, zapowiadaliśmy, że chcemy zbudować program rozwoju umiejętności i upowszechnienia technik robotycznych dla szerszego grona kadry medycznej w Polsce. Dziś, dzięki naszym specjalistom, którzy zdobywali doświadczenie w zakresie wykonywania zabiegów robotycznych poza Polską – w USA, Niemczech, czy Belgii – a którzy postanowili wrócić do Polski i podzielić się swoją wiedzą i doświadczeniem, rozwijamy swoją ofertę – nie tylko medyczną, ale również szkoleniową dla kolejnych pokoleń lekarzy – mówi Joanna Szyman, prezes zarządu Grupy NeoHospital, do której należy Szpital na Klinach.
Najlepszą praktyką zabiegową dla pacjentów dotkniętych nowotworem prostaty, którą zdobył dr Wisz w Belgii, jest tzw. metoda kołnierzykowa, opracowana przez profesora. – To same korzyści dla pacjenta. Bo operacja jest znikomo inwazyjna, a do tego wykonana w perfekcyjny sposób, co przekłada się bezpośrednio na znacząco krótszy czas trwania hospitalizacji oraz utrzymywania cewnika Foleya, który usuwa się już w drugiej dobie pooperacyjnej (w przeciwieństwie do operacji laparoskopowych, po których jest usuwany po 14 dniach). Co za tym idzie, szybciej następuje powrót do pełnej sprawności – co najważniejsze – przy znakomitym wyniku zarówno onkologicznym, jak i funkcjonalnym, lepszym w porównaniu z wynikami operacji wykonywanych innymi technikami – wyjaśnia urolog.
Profesor Alexandre Mottrie: – W Belgii operacje z robotem da Vinci są dofinansowane ze środków publicznych. Jest to bardziej opłacalne dla systemu opieki zdrowia: całościowe koszty leczenia są zdecydowanie niższe. Mamy mniejsze ryzyko przetoczenia krwi, pacjent krócej leży w szpitalu, szybciej wraca do zdrowia, a tym samym do pracy. Kraje skandynawskie kładą jeszcze większy nacisk, żeby operować robotem, bo wyliczyły, że w dłuższej perspektywie jest to tańsze. Badania pokazują, że choć operacje robotyczne na początku są droższe, to po dwóch latach okazują się tańsze dla całego systemu opieki zdrowotnej.
Operacja nerki u profesora kosztuje komercyjnie od 12 do 15 tysięcy euro. Operacja prostaty w Szpitalu na Klinach – ok. 40 tys. zł.
Za kilka dni w Szpitalu na Klinach zacznie się kurs dla urologów. – W krakowskim Szpitalu na Klinach mamy symulator, na którym uczestnicy kursu będą mogli trenować. Dysponujemy najnowocześniejszym systemem treningowym SimNow – na którym wykonywane są „wirtualne operacje”. Każdy ruch jest analizowany przez komputer, co pozwala na późniejsze zminimalizowanie ryzyka powikłań w czasie właściwej operacji – wyjaśnia dr Wisz.
Obecnie na świecie pracuje 5,3 tys. robotów da Vinci. W USA przypada 1 robot na 100 tys. mieszkańców, w Europie 1 na 800 tys. mieszkańców, a w Polsce tylko 1 na 6,5 mln mieszkańców. Według raportu przygotowanego przez Upper Finance Group i PMR „Rynek robotyki chirurgicznej w Polsce w 2019 roku” w USA 98 proc. zabiegów urologicznych jest przeprowadzanych z użyciem robotów. W Polsce ta procedura nie jest nawet refundowana przez NFZ, choć już w 2017 roku Agencja Oceny Technologii Medycznych wydała pozytywną opinię odnośnie do refundacji w przypadku operacji raka jelita grubego, gruczołu krokowego i błony śluzowej macicy. Niestety, do tej pory pacjenci muszą płacić za takie zabiegi z własnej kieszeni. Co gorsza, pomimo zapowiedzi Ministerstwa Zdrowia o dopisaniu tych procedur do koszyka świadczeń gwarantowanych nic się w tej mierze nie zmieniło.
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze
jest napisene 40tysie na klinach