Stanisław Gąsienica-Byrcyn w czerwcu 1914 r. pomógł wykaraskać się z górskich tarapatów Włodzimierzowi Iljiczowi Leninowi, planującemu już komunistyczną rewolucję w carskiej Rosji, gdy ten utknął gdzieś pod Zawratem. Za PRL-u był to dowód na góralski internacjonalizm. Byrcyna zapraszano na spotkania, żeby opowiadał, jak to z tym Leninem było. Ale czasami góral żałował, że rewolucjonista wrócił cały z tatrzańskiej wycieczki.
– Mawiał, patrząc na swoje dłonie: Kieby jo beł wiedzioł, co te roncki narobiom... – opowiada Antoni Kroh, pisarz, etnograf i znawca Podhala.
Lenin wybrał się na Zawrat drogą wytyczonego niespełna dekadę wcześniej szlaku „Orla Perć” – najtrudniejszej trasy turystycznej w Tatrach.
23 sierpnia 1911 r. student Jan Drege, który ledwie przekroczył dwudziestkę, razem z dwiema siostrami szedł granią przez Granaty, trzy skaliste wierzchołki Orlej Perci. Północno-zachodnie ściany Granatów opadają wprost do Czarnego Stawu Gąsienicowego. Na Sieczkowej Przełączce, między Pośrednim a Skrajnym Granatem, zeszli ze szlaku w dość szeroki trawiasty żleb, najwygodniejszą – zdawać by się mogło – ścieżką ku leżącemu kilkaset metrów niżej tatrzańskiemu jezioru.
Rychło okazało się, że to miejsce jest tak przepiękne, jak wyjątkowo zdradliwe. Szeroki żleb zmienia się w stromiznę, by skończyć się prawie 200-metrowym pionowym kominem z przewieszonymi ścianami. Kto zsunie się o kilka metrów za nisko, ma marne szanse, by wrócić na górę. Musi cierpliwie czekać na pomoc i zjazd na plecach ratownika, przypięty specjalną uprzężą.
Drege zginął w przepaści. Jego siostry szczęśliwie nie zeszły tak nisko. Od tego czasu żleb – nazwany od nazwiska pierwszej ofiary – był świadkiem wielu śmiertelnych wypadków. Podobnie jak i cała Orla Perć.
Nie ma drugiej takiej drogi w całych Tatrach. Grań, 2000 metrów nad poziomem morza; można tam się dostać bez specjalistycznego sprzętu. To bardzo niebezpieczna trasa. Przez osiem godzin nieprzerwanej wędrówki od Przełęczy Świnickiej (choć formalnie szlak Orla Perć zaczyna się na przełęczy Zawrat, ale przecież trzeba tutaj jakość dojść, więc wielu turystów właśnie rejon Świnicy uznaje za punkt początkowy zmagań z tą drogą), odległej o 45 minut spaceru z górnej stacji kolejki na Kasprowym Wierchu, do Krzyżnego trzeba trawersować kilkudziesięciometrowe półki skalne, trzymając się zamocowanych w głazach metalowych łańcuchów, klamer i drabinek. Schodzić stromymi skalnymi rynnami o wysokości wielopiętrowego bloku, wdrapywać się równie długimi kominami, przeciskać się przez szczeliny, omijając uskoki i przepaście. Nawet latem zdarza się, że leży tam śnieg. Warto pomodlić się – kto wierzący – by w czasie niepewnej pogody nagle nie spadł rzęsisty deszcz, nie mówiąc już o burzy. A najlepiej taki czas spędzić w schronisku, jeśli chce się z gór wrócić żywym.
Na pomysł szlaku – i nadania mu nazwy Orla Perć – wpadł na przełomie XIX i XX w. poeta młodopolski, piewca Tatr, krakowianin Franciszek Henryk Nowicki. W Towarzystwie Tatrzańskim niektórzy boczyli się, uważając, że to nazwa pretensjonalna i kabotyńska, bo kto widział człapiące orły, nawet na górskiej ścieżce. Ale jednak przyjęła się.
Nowickiemu – z przekonań był socjalistą, wyrzucono go za to z UJ i postawiono pod sąd – marzyło się, by dostać się na wysoką tatrzańską grań, którą swobodnie osiągają tylko ptaki. Stąd przymiotnik „orla” w nazwie proponowanego szlaku. „Perć” w gwarze góralskiej oznacza stromą ścieżkę wśród skał.
Do budowy szlaku na Orlej Perci wolnomyśliciel Nowicki znalazł sobie konserwatywnego partnera. Ksiądz Walenty Gadowski był endekiem słynącym z surowości poglądów głoszonych podczas katechez. Gadowski zjechał w góry jeszcze jako kleryk, by wyleczyć się – jak wówczas mówiono – z duszności. We wspomnieniach zapisał:
„Ówczesny pobyt na Podhalu i kuracja maślankowa zrestaurowały moje zdrowie. Kiedyś miałem za to odwdzięczyć się Tatrom urządzeniem Orlej Perci”.
Obaj zachwycali się krajobrazami i debatowali na zebraniach Towarzystwa Tatrzańskiego o konieczności upowszechnienia turystyki górskiej. Duchownemu podobał się przede wszystkim trud, z jakim trzeba wspiąć się na tatrzańską grań. Ksiądz Gadowski dowodził, że górska turystyka jest tak surowa jak reguły życia prawdziwego katolika. Nowicki uważał – że to nieskrępowana wolność.
Ks. Gadowski tak entuzjastycznie promował projekt Orlej Perci w Towarzystwie Tatrzańskim, że organizacja podjęła się współfinansowania prac. Opłacał budowniczych szlaku – po góralsku zwanych budorzami – z własnej kieszeni. Roboty w górach ruszyły 16 lipca 1903 r., od toastu przy Wodogrzmotach Mickiewicza wzniesionego przez Franciszka Nowickiego. Wypito butelkę tokaju pamiętającego powstanie styczniowe.
Socjaliście nie starczyło zapału do patronowania pracom. Budowę przejął ksiądz endek. Zaplanowano wytyczenie szlaku od Polany pod Wołoszynem na wschodzie – skąd są już tylko dwie godziny drogi do Morskiego Oka – po Zawrat na zachodzie.
Entuzjazm ks. Gadowskiego nie udzielał się góralom-budorzom, którzy przez trzy lata wyrąbywali skalne stopnie, zakładali łańcuchy i malowali znaki. Wielu nie wytrzymało mordęgi w górach i uciekło z pracy. Był wśród nich Klimek Bachleda, legendarny przewodnik i ratownik TOPR.
To ks. Gadowski postanowił wyposażyć szlak w liczne łańcuchy, klamry i drabiny. Argumentując, że w ten sposób łatwo będzie pokonać górską drogę: „Nikt komina owego bać się nie powinien, bo sztuczne ułatwienia, jakie w nim dodano, poręczają bezpieczeństwo osób”. Dorobił się przydomku „żelazny ksiądz”. Jedni mówili, że to od haków do mocowania łańcuchów, które wynosił na perć na własnych plecach. Inni dodawali, że piękno tatrzańskiego krajobrazu nie złagodziło w nim surowości poglądów głoszonych na katechezach. W 1906 roku – po trzech latach prac – budorze dotarli na Zawrat.
Już w lipcu 1906 roku na świeżo wytyczony szlak wybrał się – jako jeden z pierwszych – Mieczysław Karłowicz, kompozytor, taternik, narciarz, fotograf.
Buczynowe Turnie wydają się być najbardziej eksponowaną częścią Orlej Perci; przepaście sięgają tu 200 m. W ścianie Buczynowych uległ wypadkowi Ferdynand Goetel, prezes przedwojennego Pen Clubu. Dalej przechodzi się Przełęcz Nowickiego i Pościel Jasińskiego – legenda mówi, że myśliwy o nazwisku Jasiński zginął tutaj, polując na kozice. Skrajny Granat osiągniemy po półtoragodzinnej wspinaczce.
Potem – po prawej ręce – otworzy się nam Żleb Drege’a. Przejdziemy przez Zadni Granat i Czarne Ściany, a potem znajdziemy się tuż pod szczytem Koziego Wierchu. Wnet dotrzemy pod Zamarłą Turnię (tak nazwał górę Franciszek Nowicki) – opadającą ku północy prawie 150-metrową ścianę legendę.
Przez wiele lat Zamarła uchodziła za niemożliwą do zdobycia. Później jej przejście było dowodem na taternicki kunszt i odwagę. Zginęły tu m.in. siostry Marzena i Lida Skotnicówny, emancypantki i pionierki kobiecego taternictwa. Niedostępność Zamarłej opisywał Julian Przyboś. Jego wiersz to przejmujące epitafium po śmierci Marzeny Skotnicówny, w której zakochał się bez pamięci, gdy był profesorem krakowskiego gimnazjum:
...Nie pomieszczę twojej śmierci w granitowej trumnie Tatr. To zgrzyt czekana, okrzesany z echa, to tylko cały twój świat... .
Przyboś, mimo lęku wysokości i słabego zdrowia, poszedł na Zamarłą, by uczcić śmierć Skotnicówny.
A dalej Zawrat – bodaj najsłynniejsza tatrzańska przełęcz, przez którą dzisiaj ciągną tłumy. Pisał o niej Stanisław Witkiewicz, taternickie szlify zdobywał tu Stefan Żeromski, przez górskie siodło chodziła Maria Skłodowska-Curie. To właśnie Zawrat miał szanse odmienić losy świata, gdyby podwinęła się tu noga Leninowi.
W kronice górskich wypadków Orla Perć zajmuje czołowe miejsce. – To rejon, gdzie rokrocznie ratownicy mieli i mają wiele pracy. Trudno oddzielić Orlą Perć od szlaków, którymi można tam dojść czy przecinających tę drogę – tłumaczy Adam Marasek, były wicenaczelnik TOPR. – Najwięcej wypadków zdarza się latem, gdy ludzi zaskakuje zalegający tam jeszcze śnieg, a także jesienią.
Ze statystyk TOPR wynika, że w rejonie Orlej Perci dochodzi do 12 proc. wszystkich śmiertelnych wypadków w Tatrach. Prawie dwa razy więcej niż na Giewoncie i blisko trzy razy więcej niż na Rysach.
Wysokogórski szlak od początku przyciągał turystów wierzących słowom ks. Gadowskiego, że „sztuczne ułatwienia, jakie w nim dodano, poręczają bezpieczeństwo osób”. Tymczasem to naprawdę trudna wycieczka, dająca przedsmak taternickiej wspinaczki.
Z ponad setki ofiar Orlej Perci aż jedna trzecia zginęła po 1989 roku. W szczycie wakacyjnego sezonu do szlaku na Orlą Perć tworzą się kolejki. Ratownicy TOPR widzieli tam wycieczki uczniów ubranych w lekkie adidasy, rodziny z małymi dziećmi. Zdarzały się nawet osoby z lękiem wysokości, proszące o pomoc w zejściu po drabinkach.
Dyrekcja Tatrzańskiego Parku Narodowego latem 2007 r. wprowadziła na odcinku od Zawratu po Kozi Wierch ruch jednokierunkowy, by ograniczyć tłok na najbardziej niebezpiecznym fragmencie ścieżki.
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze
Partie socjalistyczne były w Austro-Wegrzech legalne od 1867, kiedy to p. Nowicki miał trzy latka.
Pzdr