Tuż przy stacji w Bobowej zagradza nam drogę dziarski krakus w czapce z pawiem piórem i woła gromko:
- Hałlt!
Któżby takiego rozkazu nie usłuchał, mój szofer mimowoli nacisnął hamulce.
- Wer kimmt? - padło nowe zapytanie.
- Sprawozdawcy Światowida.
- A, to bardzo nam przyjemnie, moje uszanowanie z panem, niech panowie pozwolą na dworzec, tam zaraz przyjedzie rabin, aby powitać swojego zięcia.
- Doskonale!
Nie trzeba dodawać, że ten nasz Krakus nie pochodził z Bronowic, tylko z Chrzanowa, był to bowiem stary żyd, o rudym zaroście, przebrany za Krakusa.
I relacjonuje dalej dziennikarz:
- Cóż to za maskarada - zapytałem jednego z ciekawskich, którzy gromadą otoczyli auto.
- U nas jest taki zwyczaj, że na wesele przebierają się żydzi za kozaków, krakusów, ułanów i huzarów, żeby było wesoło i żeby był nastrój purimowy.
Jakby na potwierdzenie tych słów ujrzeliśmy całe falangi górali, dragonów, maharadżów i gwardji pieszej, uwijające się przed dworcem.
Jan Landau: W Bobowej u cadyka Halberstamma; Światowid, 12 / 1931
Narodowe Archiwum Cyfrowe
Wszystkie komentarze