Niedziela, około trzeciej nad ranem. Delikatne drapnięcie w gardle. Po chwili ustępuje. Ale już do rana nie jestem w stanie zmrużyć oka. W myślach zaklinam rzeczywistość, ale tak naprawdę wiem, że to jest TO. "Taki głupi to ja już nie jestem, może głupi, ale taki to już nie" - nuciłem w myślach.
Sztuka mistrzowskiego posługiwania się językiem rynsztokowym była i jest dana niewielu. Polskie językoznawstwo do dzisiaj nie doczekało się monografii na ten temat, w złudnym przekonaniu, że "pierdolić nie warto".
"Ja w sprawie Banasia"... Czy ktoś jeszcze pamięta Banasia? Kto to był Banaś? Jaka "sprawa"? I o co się rozchodzi? A przecież rzeczony Banaś (i wiadomy hotel na godziny) jeszcze tak niedawno zaprzątał uwagę polskiej opinii publicznej.
Walka z niewidzialnym wrogiem toczy się w najlepsze, na rozmaitych frontach i w rozmaitych miejscach. Przybiera różne formy, zmienia też nasze zachowania, które - choć mało dostrzegalnie - decydują o tym, jak prezentujemy się wobec innych i jak komunikujemy się z sobą na co dzień; maseczki są tu najmniej ważne.
Andrzej Nowakowski, szef wydawnictwa Universitas, stworzył książkę o Rynku Głównym, która jest dokładnie taka, jak to miejsce - fundamentalna, ogromna i wielowątkowa.
Wielofunkcyjny minister od nauki i edukacji Przemysław Czarnek, w telewizji tzw. publicznej, do rektora WUM Zbigniewa Gacionga: "Pan szczepi celebrytów, ubeków. Na litość boską"!
Lata osiemdziesiąte ubiegłego stulecia. Stary Kleparz w Krakowie. Niepozorna dama w moherowym bereciku krąży bezszelestnie pomiędzy straganami i beznamiętnym szeptem wypowiada magiczne słowa: "Cielęcina, cielęcina, cielęcina.".
"Bóg się rodzi, moc truchleje (...) Podnieś rękę, Boże Dziecię, błogosław ojczyznę miłą"... Kolędowy czas.
"Kiedy rozum śpi, budzą się demony" - to jedna z najbardziej znanych i rozpoznawalnych fraz w historii sztuki. Ten tytuł akwaforty, stworzonej przez Francisca Goyę najprawdopodobniej w roku 1798, dorównuje uniwersalnością Szekspirowskiemu "Być albo nie być".
Jednej ze swoich studentek zadałem prowokacyjne pytanie: - Czyż nie lepiej zamiast "Wyp...dalajcie!" powiedzieć to samo, ale nieco kulturalniej, na przykład "Idźcie sobie precz"? - Jej oczy powiększyły się do rozmiarów filiżankowych spodków, po czym studentka wyjaśniła mi precyzyjnie: - Do chama należy mówić językiem, który cham rozumie.
ONI stracili umiar. W środku pandemii, przeciwko kobietom, ale i mężczyznom też, przeciw światu, wbrew empatii i zdrowemu rozsądkowi, na przekór normalnej i ponadnormalnej wrażliwości, bez ponoszenia odpowiedzialności za bezmiar potencjalnych nieszczęść, odrzucając racjonalne myślenie i wszystko, co jest tak fundamentalne, że nie sposób tego wyrazić słowem - ONI mają jasność w temacie! Poszli bezrozumnie na całość. I twierdzą, że bronią zapisów Konstytucji. ONI rzucają światu wyzwanie. Ech...
Sasin Jacek, minister od państwowych aktywów, uznał, że podobnie jak prezes Kaczyński, premierka Szydło, a także marszałkini Witkowa powinien zrobić się na bóstwo, wszak często gości w telewizji i nie wypada, żeby występował jak obszlompany, spocony menel, co to straszy ludzi, zamiast ich zachwycać swoją radosną i łagodną napudrowaną fizjonomią.
Spór pomiędzy Rodzinami w Polsce tlił się od dłuższego czasu. Wezbrał gwałtownie w okolicy wyborów na Dudę Andrzeja.
Normalne to jest to, że minister od kultury wraz z całym swoim resortem winien o artystów dbać, czyli traktować ich z należytym szacunkiem, uczciwością, nieba im uchylać, tworzyć dogodne warunki twórczej pracy i zapewniać opiekę państwa nad upowszechnianiem ich dorobku.
Nie ma na świecie partii politycznej, która w swojej talii liderów nie miałaby własnego zestawu partyjnych głupków, co to zaświadczają o jej intelektualnej kondycji. W Polsce też jest "raczej nie inaczej" - jak mawia Jolasia z "Kiepskich". Każda partia może się poszczycić swoimi głupkami, ale TA partia przebija wszystkich. Partyjnych głupków u nich dostatek, a na ich czele ten jeden: Rysio Czarnecki, ksywka Obatel, a wcześniej: Rychu, Riczi i Rikardo.
Niby wakacje, sezon urlopowy, zwany ogórkowym. Ale nic z tych rzeczy! Nie ma dnia, który by nie zaskakiwał kolejną porcją wydarzeń, co to ich nie sposób ogarnąć felietonową formą.
Kto to powiedział? "Szczytem mądrości ludzkiej jest dostosować swe usposobienie do okoliczności i zachować spokój ducha na przekór szalejącym w świecie burzom".
Nigdy w życiu nie napisałem listu otwartego. Ten gatunek zawsze mnie onieśmielał i czynił niepewnym. Co innego satyra, pamflet czy paszkwil - ooo, na tym terenie zawsze czułem się radośnie bezkarny i całkowicie nieodpowiedzialny.
W roku 1960, ku zdziwieniu moich starych, przeszedłem do drugiej klasy podstawówki. Przeszedłem, bo... byłem grzeczny i pani mnie lubiła.
Radosne szaleństwo prezesa w robieniu Polakom dobrze przybiera na sile. Fascynujące! Właśnie zlikwidowano jeden z ważnych ośrodków komuszych wpływów, czyli radiową "Trójkę", wszak jego ból jest lepszy...
Czy pojedynczy człowiek może dokonać rewolucji i wyznaczyć nowy bieg historii, zmieniając tym samym dzieje ludzkości?... Zapytajcie tego nieznanego Chińczyka, który przez głupotę lub z biedy nie dogotował nietoperza i spowodował... wiadomo co.
Po pierwsze, musicie panowie przyswoić sobie, że to władza decyduje o waszym szczęściu, a nie wy. Po drugie, ważne jest to, kto personalnie reprezentuje władzę, która decyduje o waszym szczęściu.
W czasie zarazy pan doktor Jarosław Gowin stał się tzw. języczkiem. Znaczy się "języczkiem u wagi" w politycznej grze o przyszłość Polski, polskiego narodu naszego jedynego, czyli nas - "pani, pana, społeczeństwa".
- Pani Weroniko! To co dzisiaj? - głośno pytam przez zamknięte drzwi piętro wyżej. Słyszę wolne tuptanioszuranie, po czym łagodny głos sąsiadki.
Wiadomo: Dżastin Biber jest debeściakiem! Widziałem w tefałpe. Szaleństwo podrośniętych małolatek przed hotelem, nocne czuwanie, płacz, spazmy i takie tam. Kultura uniesień. W naszej ojczyźnie za Bibera w tefałpe robi obecnie niejaki Zenek.
Tempo i piekielny dramatyzm rewolucji ustrojowej w Polsce szybko ruguje z pamięci chwile - nie tak częste przecież - radosnych narodowych wzruszeń. Jak chociażby to, które było naszym wspólnym udziałem podczas noblowskich uroczystości z Olgą Tokarczuk w roli głównej. A szkoda...
Pan prezydent Andrzej Duda postanowił, że nie weźmie udziału w obchodach 75. rocznicy wyzwolenia obozu Auschwitz-Birkenau w Jerozolimie. Podjął taką decyzję, ponieważ uniemożliwiono mu zabranie głosu podczas tego wydarzenia - w sytuacji, kiedy Putinowi umożliwiono, a jemu nie umożliwiono.
W maju 1987 roku osiemnastoletni dzieciak, pilot amator Mathias Rust z Niemiec (sic!), w malutkim samolociku Cessna F 172P Skyhawk II przyleciał "znikąd" i wylądował na... placu Czerwonym w Moskwie, wzbudzając zdziwienie i zachwyt przypadkowych turystów, a także radzieckich służb wszelkiej maści.
Zanim Andrzej Lepper się powiesił (?) w sierpniu 2011 r., cała tzw. polska klasa polityczna traktowała go jak chama i prostaka, któremu do pięt nie dorastał nawet Jakub Szela. Po tragedii owa klasa taktownie zamilkła - w przekonaniu, że Lepper odpłynie w zapomnienie i nigdy nie wróci; wszak tragedia tragedią, ale to jednak był cham.
Trudna sprawa. Człowiek zmusza się, żeby spłynęła na niego przedświąteczna łaska łagodności wraz z wyrozumiałością. Ale się nie da. Krótko mówiąc - i wstyd się przyznać - napędzam się negatywnie. A chciałem inaczej!
Święta tuż-tuż, ale przedświątecznej atmosfery jakoś nie czuć nazbyt intensywnie. Fakt, śniegu nie ma, ale nie ma go już od lat, więc to nie powód, żeby brakowało radosnego podniecenia z okazji narodzin Dzieciątka Jezus. Naród żyje czym innym. I trzeba przyznać, że jest czym.
Umarłem! Co prawda już nie żyję, ale - przekroczywszy granicę pomiędzy bytem a bezbytem - ciągle "istnieję" w zbożnym celu zdania sprawy z tego, co się stało. Jestem niczym sprawozdawca z zaświatów, których "nie ma", ale "są"! A było tak...
Wręczono Nagrody Miasta Krakowa. Wśród laureatów tego prestiżowego wyróżnienie jest nasz felietonista Andrzej Nowakowski, dyrektor Universitasu.
Umiejętność formułowania i wyrażania prostych zdziwień to rzadki i cenny przywilej, na ogół dany tym nielicznym, którzy decydują o postępie, a nierzadko ocierają się o genialność w rozwiązywaniu rozmaitych problemów dręczących ludzi. U podstaw dokonań Einsteina legło. zdziwienie, które zaowocowało teorią względności.
Jesień roku pańskiego 2016. Ponury czas smogu, szarożółtej brei i braku słońca nad Krakowem. Do domu wraca syn, po zajęciach na uczelni, w nastroju ponurym i w upiornej, czarnej, przeciwsmogowej masce na twarzy. Przypomina buldoga skrzyżowanego z pitbulem.
Działo się to w czasach, kiedy sportowcy z NRD, Wunderwaffe Honeckera, królowali niepodzielnie na wszystkich arenach świata. Ze szczególnym uwzględnieniem olimpiad.
Kraków to ma szczęście! Oto bowiem z dnia na dzień, z godziny na godzinę, znienacka i bezinwestycyjnie przybyła naszemu miastu kolejna, wielka turystyczna atrakcja, czyli "Burdel im. Mariana B." w Podgórzu. Ale po kolei...
Profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego Andrzej Waśko, mój polonistyczny kolega z Gołębnika, to postać zbyt ważna, żeby pominąć ją w zestawie najwybitniejszych apostołów "dobrej zmiany", a zarazem absolwentów mojej Almae Matris, takich jak między innymi prezydent Andrzej Duda, Zbigniew Ziobro czy Ryszard Legutko, a także wszyscy ci uczeni, którzy twierdzą, że uniwersytecką społecznością rządzi oportunizm i stadna solidarność.
Napisać felieton o Polsce jako miejscu, w którym żyją sami dobrzy ludzie, otwarci, tolerancyjni, uśmiechnięci, przyjaźni i uczynni, wyrozumiali, słuchający siebie nawzajem, pochylający się nad sąsiedzkim nieszczęściem, pomagający sobie nieustannie, przestrzegający boskich przykazań - z tym najważniejszym, o miłowaniu siebie nawzajem...
"A to nam zabili Ferdynanda - rzekła posługaczka do pana Szwejka". Pierwsze zdanie arcydzieła Jarosława Haszka bezwzględnie domaga się przywołania w kontekście tego, co się stało. A stało się! Cała Polska żyła tą historią przez ostatnich kilka tygodni. Rzecz jasna, z wyjątkiem konsumentów TVP: oni nie oglądali telenoweli pt. "Air Kuchciński", bo TVP nie zakupiła na nią licencji.
Copyright © Agora SA